-Wynoś się i trzymaj się z daleka - powiedział cichy, szepczący głos.
-Pomóż mi - powiedział inny.
Gdy Welland Historical Museum zamknął swe podwoje na jeden dzień, Niagara Area Paranormal Society spotkała się z dyrektorem Johnem Robertsonem, informując go o dowodach zebranych na potwierdzenie obecności duchów w budynku muzeum.
Opowiadają również o niezwykłych wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas ponad czterech godzin badań.
5 kwietnia, sześciu członków grupy badającej zjawiska paranormalne przybyło do muzeum z zamiarem złowienia duchów. Zaopatrzeni byli w mnóstwo ekwipunku, w tym rejestratory cyfrowe, kamery na podczerwień, mierniki pola elektromagnetycznego, termometry na podczerwień i laptopy.
-Mamy osobiste doświadczenia - mówi badaczka Carol Taylor. - Niestety, nie ujęliśmy ich na wideo.
-Jeden z badaczy - powiedziała - ustawiał urządzenia w pokoju ze sztuką dziecięcą, gdy dostrzegł coś kątem oka. Odwrócił sie w kierunku białej suchej tablicy, której górna część była przyklejona taśmą do ściany. Wówczas poleciała ona w jego kierunku. To było niezwykłe, szczególnie, że tablica powinna była upaść, albo ześliznąć się po ladzie, skoro chodziło jedynie o utratę przez nią równowagi.
-Zapytałam Johna o to, a on odpowiedział, że nikt jej nie ruszał przez dwa lata, od kiedy tam ją powieszono. Teraz tablica jest przytwierdzona na stałe do ściany.
Inny członek zespołu schodził po schodach do sutereny, aby skorzystać z toalety, kiedy zobaczył piłeczką, podobną do piłeczki do ping- ponga, która uderzyła w ścianę i gdzieś się potoczyła.
-Szukaliśmy jej, ale nie udało nam się jej znaleźć - powiedziała Taylor.
Taylor oświadczyła, że nie nagrano niczego niezwykłego na taśmach wideo, ale za to uchwycono ponad 90 EVP (electronic voice phenomena), które zdaniem badaczy są głosami złośliwych duchów zabawiających się w kotka i myszkę z pracownikami muzeum.
Gdy zespół nagrywał audio, czasami stawiano pytania i czekano na odpowiedź. Gdy jej nie było, cofali taśmę i po jej odtworzeniu słyszeli odpowiedź.
Tailor powiedziała, że słyszała, jak coś szeptało jej imię. Zapisała to sobie i cofnęła nagranie, po czym usłyszała słowo: "Carol", w chwili, kiedy nikt z grupy nic nie mówił.
-Zebraliśmy głosy, które były interaktywne. Otrzymaliśmy odpowiedzi na kilka z naszych pytań. Niektóre były bardzo wyraźne. Mówiły: "Dave, czy jesteś w pokoju?"; "Znajdę Cię"; Gdzie oni są?"; "Hej, wynoś się stąd".
-Nikt nie wie nic o Dave, Glorii, czy Larrym, ale te imiona zostały zarejestrowane przez rejestratory - twierdzi Taylor.
Zespół badaczy zarejestrował ponad to pomruki, szepty, chichoty, a nawet grę na fortepianie, w chwili gdy nikt nie używał instrumentu. Przedstawili oni Robertsonowi liczne rejestracje EVP.
-Parę głosów było bardzo jasnych - powiedział Robertson. Uważa on, że grupa badaczy poznała tożsamość duchów w muzeum. Są oni przekonani, że chodzi o ducha płci męskiej, który wydaje się być psotnikiem, w związku z tym, że przestawia rzeczy z miejsca na miejsce. Nazwali go Tom Foolery.
-Uważam, że mamy do czynienia ze spuścizną z odległych czasów. Nigdy nie byłem w nawiedzonym miejscu - twierdzi Robertson. - to dla nas pouczające.
Według Robertsona, odkrycia badaczy pomogło potwierdzić podejrzenia, że nie są zupełnie sami, gdy pracują przy eksponatach lub przemieszczają się po budynku. Dodał on, że poprzedniego dnia pracownicy usiłowali przygotować ekspozycję, ale wszystko co mogło się nie udać, poszło źle.
-Było zbyt wiele złośliwych przypadków. Staraliśmy się wspólnie przygotować ekspozycję na niedzielę, i wszystko poszło nie tak - powiedział Robertson. - Pracownicy powiedzieli ich przyjacielowi - duchowi Tomowi: Co za dużo, to niezdrowo!
Maggie Riopelle
www.paranormalinvestigations.net.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz