poniedziałek, 3 listopada 2008

Pośmiertny los samobójcow


LOS SAMOBÓJCÓW PO ŚMIERCI
Chociaż istnieją udokumentowane relacje z wielu pozytywnych doświadczeń z pogranicza śmierci (ang. NDE) wywołanych próbami samobójczymi, to istnieją również świadectwa o doświadczeniach przerażających.
Dowodzi to, że akt samobójczy sam w sobie nie decyduje, czy dana osoba ma NDE rajskie czy piekielne.
Możliwe, że negatywny stan ducha, jakim charakteryzuje się dany człowiek trwa również po śmierci. Wiele samobójstw popełnianych jest przez ludzi, którzy z różnych powodów doznają piekła już tu, na Ziemi. W takich sytuacjach śmierć nie usuwa istniejącego wcześniej negatywnego stanu duchowego, chyba że jego przyczyna ma charakter somatyczny. Liczne osoby popełniające samobójstwo są chore umysłowo, a ponieważ choroba umysłowa jest spowodowana złym funkcjonowaniem mózgu, kończy się ona wraz ze śmiercią tego organu i dlatego nie trwa po śmierci.
Prawdziwość tej tezy potwierdza fakt, że niektórzy niewidomi odzyskali wzrok podczas doświadczeń NDE, podobnie miało się to w przypadku innych niepełnosprawnych fizycznie.
Przedstawiciele różnych religii głoszą, że samobójstwo jest grzechem niewybaczalnym, którego konsekwencją jest wieczne potępienie w piekle, jednak nie zgadza się to ze świadectwami osób, które przeszły NDE, z których wynika, że życie jest nieuniknionym doświadczeniem, którego celem jest nauka. Samobójstwo uniemożliwia dokończenie tego procesu edukacji. Tzw. “Experiences” opisują piekło jako przejściowy stan duchowy, nie zaś jako miejsce niekończących sie tortur. Dr George Ritchie, autor “Powrotu z Jutra”, oraz “Moje życie po tym, jak nie umarłem”, dowiedział się podczas NDE, co dzieje się z samobójcami. Według niego, początkowa jakość życia człowieka po samobójczej śmierci uzależniona jest motywu, dla którego się zabił. Ritchie dzieli samobójców na trzy kategorie:
1.Do pierwszej kategorii należą ci, którzy odebrali sobie życie, aby skrzywdzić innych, zemścić się lub ogólnie z nienawiści do innych osób. Dusze te nawiedzają żyjących, aby uświadomić sobie straszne konsekwencje, jakie ich samobójstwo wywołało u innych ludzi.
2.Do drugiej kategorii należą osoby, które popełniają samobójstwo na skutek choroby umysłowej, konfuzji czy też w ostatnim stadium nieuleczalnej choroby. Według Ritchiego, Bóg pozwala im wzrastać w Miłości dokładnie tak, jak wszystkim zmarłym z przyczyn naturalnych. Innymi słowy, nie ponoszą one żadnej negatywnej konsekwencji.
3.Do trzeciej kategorii należą ci, którzy zabili się przy pomocy leków, alkoholu czy narkotyków. Mogą oni zostać zablokowani w swego rodzaju otchłani, gdzie bezskutecznie usiłują zaspokoić swoje potrzeby wynikające z uzależnienia do czasu, aż ktoś ich nie uwolni. Taka dusza zwana jest często “eatrhbound”, czyli "przyziemna".
Doświadczenia NDE pokazują nam, że Bóg nie potępia nikogo za jego czyny. Największym problemem dla samobójców jest trudność w byciu wyrozumiałymi wobec samych siebie ze względu na straszliwy ból, na jaki skazali własne rodziny i przyjaciół swoimi czynami. Sposób pomocy samobójcy w poradzeniu sobie z tym problemem znaleźć można w Tybetańskiej Księdze Zmarłych, antycznym dziele buddyjskim na temat życia po śmierci, które należy do najstarszych tekstów mówiących NDE; należy traktować ją z wielkim szacunkiem.
W Księdze wspomina się ludzi, którzy popełnili samobójstwo i stali się więźniami własnego negatywnego doświadczenia. Z tego stanu mogą zostać uwolnieni jedynie dzięki modlitwom żyjących, którzy wyobrażają sobie, że wylewają na nich strumienie Światła. Poza tym samobójcy nie mają innego wyjścia, jak poddać się negatywnej karmie, która jest konsekwencją ich czynu.
Z doświadczeń NDE dowiadujemy się również, że sami wybieramy sobie los przed narodzinami. Może to być prawdą, chociaż możliwe jest również, iż zmieniamy go, decydując się na samobójstwo. Wynikało by z tego, że nikt z nas nie jest predestynowany do popełnienia samobójstwa. Z woli Boga istnieje uniwersalny, doskonały plan, którego raczej nie zmieni akt samobójczy. Nie ma powodu, by uważać inaczej, aczkolwiek jeśli ktoś antycypuje kres swojego życia, ponieważ ma problemy egzystencjalne, niekoniecznie kończą się one dla niego po śmierci – co więcej mogą się one skomplikować przez straszne konsekwencje jego samobójstwa, które ponoszą inni.
Ten, kto myśli o popełnieniu samobójstwa wiele rzeczy może nauczyć się z doświadczeń NDE. Niektóre z nich sugerują, że samobójstwo jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie można zrobić, ponieważ w ten sposób odrzuca się boży dar życia, oraz wielką okazję rozwoju duchowego. Nie tylko: niektórzy świadkowie widzieli dusze samobójców żyjące w stanie czasowego zniewolenia związanego z konsekwencjami ich czynu. Widziano te dusze znajdujące się w pobliżu członków ich rodzin, bezskutecznie usiłujące uzyskać ich przebaczenie. Inne przebywały w szarej mgle, gdzie poruszały się z trudem, ze spuszczoną głową. Być może zostają one uwolnione z tego jakże bolesnego stanu dopiero wówczas, gdy nadchodzi właściwy czas ich śmierci. Mimo to ich sytuacja jest jedynie prowizoryczna. Niektórzy z “experiencers” opowiadają, ze inne duchy pomagają tym biedakom.
Historia NDE Sandry Rogers jest dobrym przykładem na to, co może przytrafić się temu, kto świadomie kładzie kres swojemu życiu. Po próbie samobójczej Sandry, Świetlany Byt dał jej tylko dwie możliwości do wyboru: wrócić do życia i przeżyć wszystkie dni, które jej jeszcze pozostały (co wybrała) lub zostać w Świetle pod warunkiem, że wcieli się w przyszłości, aby na nowo doświadczyć tego wszystkiego, co wcześniej doprowadziło ją do samobójstwa. Historia ta uczy nas, że musimy przezwyciężyć wszystkie problemy w tym życiu, gdyż w innym przypadku natkniemy się na nie w życiu przyszłym. W przypadku Sandry samobójstwo niczego nie rozwiązało, pokazując, że jedynie pogłębia ono problemy, zamiast je eliminować. Być może największym wrogiem, na jakiego możemy się natknąć jesteśmy my sami.
Nasze problemy nigdy nie znikną, jeśli nie podejmiemy się ich rozwiązania. NDE ujawnia, że ludzie zabierają ze sobą na drugą stronę swoje problemy nie fizyczne. Być może urodziliśmy się na tym świecie właśnie dlatego, aby je rozwiązać i jeśli nam się to nie uda, będziemy musieli inkarnować się tak długo, aż nam się to wreszcie uda.
Bohaterką innej, interesującej historii związanej z NDE wywołanym przez próbę samobójczą jest Angie Fenimore. Znalazła się ona w piekielnym miejscu psychicznej udręki. Lęk, który dręczył ją za ziemskiego życia przetrwał w jej duszy. Świetlany Byt, który jak utrzymuje Angie, był Bogiem, zapytał ją:
-Czy rzeczywiście tego chcesz? (Angie wiedziała, że żaden z samobójców znajdujących się w tamtym miejscu nie wie o obecności Boga).
Następnie Bóg dodał: - Nie sądzisz, że to najgorsza rzecz, jaką mogłaś zrobić? Zrozumiała wówczas, że poddała się, przez co oddaliła się od Boga i swojego przewodnika. Czując się w potrzasku, powiedziała: - Ale przecież życie jest tak ciężkie.
- Myślisz, że jest ono bardzo ciężkie? To nic w porównaniu z tym, co cię czeka, jeśli odrzucisz to życie, które musi być ciężkie. Nie można uciec przed swoimi obowiązkami, jeszcze nikt z nas przed nimi nie uciekł. Musisz zasłużyć na to, co chcesz otrzymać.
Historia ta dobrze wyraża prawdę, że samobójstwa nie można usprawiedliwić, gdyż jednym z celów życia jest wzrastanie poprzez cierpienie. Prawdziwe jawi się w tej perspektywie powiedzenie: “Bez cierpienia nie ma nagrody”. Również w Biblii napisane jest, że cierpienie kształtuje charakter, mądrość, wytrwałość, oraz wzmacnia wiarę. Dzięki doświadczeniom NDE rozumiemy, że każdy z nas ma swoje przeznaczenie do wypełnienia i “misję” do spełnienia, oraz że w część tego przeznaczenia może stanowić cierpienie, którego doświadczanie poszerza naszą świadomość. Prawdopodobnie częścią tego procesu rozwoju jest uczenie się na błędach z poprzednich wcieleń, kiedy to spłaca się długi i otrzymuje wynagrodzenie związane z karmą. Fakt, że bardzo często ludzie, którzy doświadczyli NDE słyszą, iż ich czas jeszcze nie nadszedł sugeruje, że moment naszej śmierci jest wcześniej wyznaczony. Prawdopodobnie samobójstwo uniemożliwia całkowite wypełnienie wyznaczonej człowiekowi misji. Historia Sandry Rogers sugeruje, że jedynym rozwiązaniem tego problemu jest reinkarnacja.
Wiele osób popełnia samobójstwo w następstwie choroby umysłowej.
Być może lekcja w takim przypadku polega na stawieniu czoła depresji i jej pokonaniu. Nieustanne pragnienie popełnienia samobójstwa jest jednym z największych objawów depresji klinicznej. Istnieje wiele lekarstw, które pomagają w jej zatrzymaniu. Skorzystanie z pomocy lekarza, w przypadku ciągłych myśli samobójczych, może okazać się najlepszą decyzją w życiu. Nie zmienia to faktu, że - według opinii dr George'a Ritchie'ego - osoby, które popełniają samobójstwo w następstwie choroby umysłowej są po śmierci traktowane tak samo jak te, które samobójstwa nie popełniły.
“Podczas gdy samobójca umiera tylko raz, członkowie rodziny, które zostały na tym świecie często umierają tysiące razy, pytając się “dlaczego”.
Źródło: ampupage.it

piątek, 17 października 2008

Letarg Duszy



Proces przejścia duszy w stan odpoczynku, jego głębokość i regularny rozwój może zostać zaburzony przez osoby, które pozostały na Ziemi. Dusza, która chce coś przekazać, albo dręczy ją cierpienie bliskich (szczególnie, kiedy słyszy ich lamenty i wołania) stara się przezwyciężyć stan, któremu ulega i podejmuje zdesperowane próby powrotu na Ziemię. Analogicznie, rozpacz żałobników przeszkadza duszom, które rozpoczęły odpoczynek. W konsekwencji śpiące dusze budzą się i starają odpowiedzieć bliskim, albo przynajmniej wchodzą w stan częściowego przebudzenia, opóźniając jego naturalny proces. Właśnie takie na wpół rozbudzone dusze często zdradzają swoją obecność podczas seansów spirytystycznych.
Nasze egoistyczne cierpienie, nasze prośby, są częstą przyczyną wielkiego cierpienia i smutku drogich nam zmarłych, chyba że – świadomi prawdziwego stanu rzeczy – odrzucą wołanie nawet ze strony tych, których kochają. Znane są przypadki dusz, które latami walczyły z letargiem, aby być w pobliżu bliskich, którzy zostali na Ziemi; rezultatem był bezsensowny ból i smutek dla obu stron. Powinniśmy unikać opóźniania, przez nasze egoistyczne potrzeby, rozwoju tych, którzy odeszli w zaświaty: pozwólmy im odpoczywać w oczekiwaniu na moment transformacji. W innym razie przyczynimy się do tego, że będą umierać wiele razy.
Kto prawdziwie kocha i to rozumie, wstrzymuje się od błędnego postępowania, ponieważ miłość i zrozumienie nakazują, aby pozwolić duszy odejść w pokoju i zaznać zasłużonego odpoczynku, po którym osiągnie swój pełen rozwój. Ten okres letargu duszy przypomina stan płodu w łonie matki: śpi, aby obudzić się w pełni sił. Istnieje również inna faza tego szczególnego etapu rozwoju duszy: jedynie dusza kogoś, kto zmarł z przyczyn naturalnych – o ile się jej nie przeszkadza – natychmiast zapada w letarg. Ci którzy umierają śmiercią nagłą, np. są zamordowani, przez pewien czas są przebudzeni i w pełni sprawni umysłowo. Często nie zdają sobie sprawy z tego, że są martwi, ani co im się stało. Przez krótki czas zachowują pamięć o życiu ziemskim, oraz mogą widzieć i słyszeć co się wokół nich dzieje za pomocą zmysłów astralnych. Nie mogą uwierzyć, że opuścili ziemskie ciało i są z tego powodu boleśnie zdumieni.
Byliby bardzo nieszczęśliwi w dniach poprzedzających sen, gdyby nie astralna pomoc ze strony błogosławionych dusz pochodzących z wyższych poziomów astralnych, które – gromadząc się wokół nowo przybyłych - informują o ich prawdziwym stanie, ofiarując słowa pociechy i rady, oraz asystując im do chwili, aż wejdą w stan letargu niczym zasypiające zmęczone dziecko. Pomocnicy ci są niezawodni i ten, kto umrze nagłą śmiercią – dobry czy zły – nie zostanie zostawiony sam sobie, gdyż wiedzą oni, że wszyscy są dziećmi Boga, duchowymi braćmi i siostrami. Istnieli ludzie, którzy rozwinęli w sobie wielką duchową siłę. Oni to czasowo opuszczali swoje ciało fizyczne (pozostając w ciele astralnym), aby pomóc i doradzać przy okazji wielkich katastrof (jak powódź w Johnstown, czy zatonięcie Titanica) lub po wielkich bitwach, kiedy potrzeba ich szybkiej pomocy i rady.
Dusze ludzi, którzy umarli we wspomniany sposób oczywiście zapadają w letarg stopniowo, jak w przypadku tych, którzy zmarli śmiercią naturalną. Innym cudownym fenomenem jest przywołanie całej przeszłości duszy niczym wielkiej panoramy, która rozpościera się przed jej mentalnym wzrokiem zanim zapadnie w letarg. Mistrzowie uczą, że trwa to nieskończenie krótki okres czasu, chwilę, o której można mówić jak o punkcie w czasie. Mimo to, w tej właśnie chwili dusza widzi przebieg jej ziemskiego życia. Pojawiają się, scena po scenie, od dzieciństwa do wieku starczego, tak najmniej ważne, jak i największe wydarzenia, oddane z najdrobniejszymi szczegółami. Podświadome poziomy pamięci zdradzają do końca swoje sekrety, niczego nie ukrywając. Poza tym dusza, z wysublimowaną bystrością, jest w stanie zrozumieć znaczenie, przyczynę i konsekwencje każdego wydarzenia z jej życia. Może zatem dokonać analizy oraz ocenić siebie i swoje czyny niczym wszechwiedzący i sprawiedliwy sędzia.
W rezultacie tego procesu czyny popełnione w minionym życiu zostają skupione i odbite w duszy, stając się przez to nasionami, z których wyrosną w przyszłości lepsze owoce. Nasiona te służą powstaniu charakteru osoby w jej kolejnym życiu, na ile pozwolą jej na to nowe cechy i pragnienia. Temu, kto zaprzecza możliwości ogarnięcia w jednej chwili wydarzeń z całego życia, odpowiadamy, że według psychologów jest to możliwe również w życiu ziemskim. Miały bowiem miejsce liczne przypadki, w których ludzie śnili wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni wielu lat. W zwykłych snach element czasowy jest praktycznie zredukowany do bardzo małej jednostki, zaś w stanie o którym mówimy koncentracja mentalna jest do tego stopnia zintensyfikowana, że w jednej chwili można ogarnąć okres najdłuższego nawet życia. Dusza zapadająca w letarg zabiera ze sobą skoncentrowane wspomnienie całego życia, w którym zawarte są nasiona jej pragnień, ambicji, sympatii czy antypatii, skłonności i niechęci. Te nasienne ideały szybko zaczynają wzrastać, produkując kwiaty i owoce.
Objawiają się one nie tylko w przyszłych wcieleniach, ale również w życiu duszy w sferze astralnej. Przezorna Natura nie żąda bowiem od duszy, aby doświadczała i przezwyciężała wszystkie swoje skłonności w przyszłych wcieleniach, ale sprawia, że wiele z tych silnych impulsów manifestuje się i wyczerpuje w sferze astralnej tak, że dusza może zostawić je za sobą, kiedy narodzi się do nowego ziemskiego życia. W tej radosnej perspektywie letarg duszy jest niezbędny. Podczas jego trwania dusza jest przygotowywana do wejścia w życie astralne i do swojej manifestacji. Letarg jest niezbędny duszy na tym etapie jej rozwoju, niczym sen dla nienarodzonego jeszcze dziecka w łonie matki. Niektórzy powierzchowni ludzie wyrażali obawy przed letargiem duszy, lękając się snu w nieznanym miejscu, wśród nieznanych stworzeń i rzeczy. Lecz obiekcja ta dla wykształconego okultysty jawi się infantylna, ponieważ wie on, że nie istnieją w Naturze byty, które byłyby tak gorliwie i całkowicie chronione, jak śpiące w wielkiej sferze astralnej dusze. Są tak bardzo chronione przed wszelkimi grożącymi im niebezpieczeństwami, że tylko totalna rewolucja świętych praw Natury mogłyby je wystawić na cios. Należy pamiętać, że znajdują się one nie w jakimś miejscu, ale w stanie, w takich warunkach, że żaden zły i szkodliwy wpływ nie może się do nich nawet zbliżyć. Obyśmy my tu na Ziemi byli tak chronieni! Zdaje się, że niemal wszystkie siły Natury zjednoczyły się by je pilnować i chronić.
Jak głosi indyjska maksyma: „Nawet bogowie na ich wzniosłych tronach nie mają żadnej mocy ani władzy nad śpiącymi duszami”.
Ten kto w swoich poglądach na temat zaświatów uległ wpływom teologii i uznał koncepcję letargu duszy za dziwną i nadzwyczajną, odpowiadamy, że wystarczy krótka refleksja, aby zauważyć, że u źródeł przekonań klasycznej teologii można odnaleźć ukryte aluzje do tej cudownej koncepcji odpoczynku, jakiego dusza – po ciężkim życiu – potrzebuje przed kolejnym wcieleniem. „Odpoczywa snem sprawiedliwego”, „Tu odpoczywa zmęczony podróżnik”, „Odszedł ku wielkiemu odpoczynkowi” - te, oraz liczne inne sformułowania są próbą wyrażenia koncepcji – naturalnej dla człowieka – istnienia okresu odpoczynku udzielonego duszy. Idea odpoczynku po życiowych trudach i burzach jest tak bardzo naturalna oraz instynktowna, że stanowi najsilniejszą inklinację i przekonanie człowieka w odniesieniu do koncepcji śmierci. Jest równie silna jak przekonanie o istnieniu życia po śmierci. Jednak jej wytłumaczenie można znaleźć jedynie na wyższych poziomach wiedzy okultystycznej. Duża, która wie o istnieniu i naturze okresu letargu będzie szczęśliwa na myśl o nim. Ten okres przyszłej egzystencji będzie dla niej wspaniałym balsamem i wzbudzał on będzie w niej uczucia, jakie wyraził autor starożytnej pieśni: „Spokojny i pogodny odpocznę w ukrytej kołysce”. Pogodny odpoczynek w głębinach oceanu życia; spokój, pewność i poczucie bezpieczeństwa – oto cechy letargu w którym znajduje się dusza w sferze astralnej.


Źródło: misterieleggende.com

środa, 15 października 2008

Duch Lenina



-Pierwszy raz duch przywódcy rewolucji ploretariackiej, Włodzimierza Iljicza Lenina, został zauważony na Kremlu nocą z 18 na 19 października 1923 roku, około 3 miesięcy przed jego rzeczywistą śmiercią. W tamtym okresie Lenin przebywał w mieście Gorkij, obecnie Niżnyj Nowgorod, gdzie leczył chorobę, która 21 stycznia 1924 roku ostatecznie go pokonała - opowiada sławny rosyjski pisarz Aleksander Gorbowski, który bazuje na świadectwie ówczesnego gońca z Kremla.
Owej nocy goniec, po dostarczeniu dokumentów i listów, wszedł by się ogrzać do stróżówki. Tam to był przypadkowym świadkiem dziwnej rozmowy telefonicznej. Komendant straży pytał kogoś przez telefon: - Dlaczego Lenin przyjechał do Kremla bez straży przybocznej? Po chwili odpowiedział: - Nie, nie ma z nim żadnego strażnika. Jest całkiem sam, osobiście to sprawdziłem. No dobrze, zadzwonię do Gorkij. Po pewnym czasie komendant straży zadzwonił do tej samej osoby, z którą wcześniej rozmawiał i oświadczył: - W Gorkij powiedzieli, że Lenin nigdzie nie wyjechał i cały czas jest u nich.
Ten niezwykły przypadek wywołał w ówczesnym czasie niemały popłoch i zaskoczenie wśród osób, które znajdowały się w otoczeniu Lenina, jako że według doktryny marksistowsko - leninowskiej duchy w ogóle nie istnieją. Skoro jednak duch Lenina był widziany przez wielu ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że Lenin znajduje się w Gorkij, władze musiały wymyślić wygodną dla nich historyjkę, według której Lenin rzeczywiście przyjechał do Moskwy.
-Jestem całkowicie pewien, że tamtej nocy rzeczywiście widziano ducha Włodzimierza Lenina - twierdzi Aleksander Gorbowski. Zbyt wiele jest sprzeczności między wspomnieniami towarzyszki Lenina Nadieżdy Krupskiej i szefem jego strażników Aleksandrem Belmazem, którzy w tamtych czasach byli w ciągłym kontakcie z Leninem. Krupska utrzymuje, że Lenin przenocował na Kremlu i 19 października wrócił do Gorkij. Tymczasem według Belmaza Lenin spędził cały ten dzień w Moskwie. Dlaczego Lenin, przyjmując wersję jego towarzyszki, miałby podjąć się zupełnie niepotrzebnej podróży do Moskwy? Tylko po to, aby przespacerować się w milczeniu po pokojach Kremla, zdrzemnąć się przez kilka godzin i wrócić samochodem do Gorkij? Również nie do przyjęcia jest historyjka Belmaza, jako że wszyscy byli zaskoczeni faktem, że Leninowi nie towarzyszyli jego ochroniarze. Krótko mówiąc, taka zupełnie niepotrzebna podróż z pewnością nie pasowała do nawyków Lenina.
-Na skutek wylewu, którego Lenin doznał w marcu, a który jeszcze pogłębił paraliż członków lewej strony jego ciała, chory przywódca czuł się szczególnie źle - kontynuuje Gorbowski. - Dzięki rehabilitacji zdołał on stanąć na nogach, ale do chodzenia niezbędna mu była laska. Tymczasem w jego "Kronice Biograficznej" napisane jest, że w nocy z 18 na 19 października 1923 roku, Lenin "wszedł do swojego apartamentu, przeszedł do gabinetu, wrócił do sali, w której odbywały się zebrania rady komisarzy ludowych, wreszcie wyszedł na dziedziniec, aby się przejść". Tam został pozdrowiony przez grupę kadetów, którzy mieli godzinę wychowania fizycznego - nigdzie jednak nie ma najmniejszej wzmianki o lasce, bez której Lenin nie mógł się obejść.
-Kilka lat temu pracowałem nad dokumentami pochodzącymi z archiwum prezydenta Federacji Rosyjskiej na Kremlu - wspomina kolega Gorbowskiego, historyk Siergiej Kuleszow. - Kiedy wszedłem do mensy, aby zjeść kolację, zobaczyłem mojego znajomego w towarzystwie starszego mężczyzny o zupełnie siwych włosach. Był to pułkownik KGB, dowódca strażników lokalu, który w czasach Lenina był jego apartamentem na Kremlu. Rozmawiali o rzeczach mistycznych. Pułkownik opowiadał, że tak on, jak i jego koledzy kilka razy w nocy słyszeli odgłosy kroków i dźwięk przesuwanych mebli, pochodzące z gabinetu Lenina, który po śmierci przywódcy został dokładnie zapieczętowany.
Takie same hałasy słyszał wiele lat później szef administracji Jelcyna, Siergiej Filatow.
-Miało to miejsce latem 1993 roku. Gabinet Lenina znajdował się wówczas na drugim pietrze rezydencji prezydenckiej, podczas gdy na trzecim piętrze znajdował się jego apartament - muzeum. Pewnego razu, tuż przed północą, studiowałem w gabinecie niektóre dokumenty. Nagle zacząłem słyszeć wyraźne odgłosy kroków, jakby ktoś chodził po pokoju piętro wyżej. Nie przywiązałem wówczas żadnej wagi do tego wydarzenia, lecz kiedy kilka dni później hałasy się powtórzyły zawołałem szefa straży i powiedziałem: - Niech pan sprawdzi kto chodzi o tej porze nad nami. Na co szef straży odpowiedział: - Ależ Siergieju Aleksandrowiczu, nie może tam nikogo być! Sami zapieczętowaliśmy apartament - muzeum. - Mimo to sprawdźcie. Niech pan nie zapomina, że obok znajduje się gabinet Jelcyna. Strażnicy sprawdzili dokładnie apartament, ale nie znaleźli tam żywej duszy. Ja się uspokoiłem, ale od tamtej pory na wszelki wypadek przestałem pracować w swoim gabinecie do północy.

Fonte: Komsomolskaja Prawda

poniedziałek, 13 października 2008

Niezwykły jasnowidz Peter Hurkos


Peter Hurkos był nazywany "Duńskim Wróżbitą". Uważał się on za jasnowidza obdarzonego zdolnościami psychometrycznymi. Swoje moce - jak zwykł je określać - uzyskał w niezwykły sposób. Pewnego dnia, w 1943 roku w okupowanej Holandii, Hurkos malował budynek. W pewnej chwili spadł z 30 stóp wysokości i doznał pęknięcia czaszki. W następstwie upadku stracił on przytomność na 3 dni. Po tym okresie czasu obudził się w lokalnym szpitalu. Niemal natychmiast, gdy miał z kimś do czynienia, Hurkos widział obrazy dotyczące tej osoby i wydarzenia z przyszłości związane z nią oraz innymi osobami. Podobnie jak postać kreowana przez Christophera Walkena w filmie będącym ekranizacją powieści S. Kinga "Martwa Strefa", Hurkos doświadczał wizji, ilekroć ściskał czyjąś dłoń. Nowe zdolności krępowały go i komplikowały mu życie, ale nie mógł się ich pozbyć. Początkowo lekarze w szpitalu myśleli, że zwariował. Hurkos zdołał przekonać ich o autentyczności swych nowych zdolności dzięki spotkaniu z człowiekiem, który okazał się być brytyjskim tajnym agentem. Świeżo upieczony jasnowidz poinformował pielęgniarkę, że agent może zostać zabity przez Niemców. Holenderskie podziemie dowiedziało się o tym i uznało Hurkosa za zdrajcę - jak bowiem inaczej mógł on poznać tożsamość Anglika? Wysłano zatem jednego z członków ruchu oporu, aby zabił domniemanego zdrajcę. Egzekutorowi niemal udało się udusić Hurkosa poduszką. Jednak dzięki nowym zdolnościom związanym z dotykiem, jasnowidzowi udało się powiedzieć jedno zdanie po hiszpańsku. Zaszokowało to niedoszłego mordercę, który odstąpił od wykonania wyroku. Człowiek ów, który czasami, w chwilach napięcia myślał po hiszpańsku, właśnie rozmyślał o tym, jak bardzo nienawidził zabijać ludzi. Hurkos nie znał hiszpańskiego.
Jasnowidz wyjaśnia w swojej książce: " Czasami myślałem, że jestem szalony; innymi razy chciałem, by tak było. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, chociaż czytelnik może powoli zaczynać rozumieć, jak męczące jest widzieć ludzi: pielęgniarki, lekarzy czy innych pacjentów i w jednej chwili wszystko o nich wiedzieć. Nie chciałem tego! Nie chciałem wsadzać nosa w prywatne życie innych ludzi, ale nie miałem żadnego wyboru. Od czasu do czasu, kiedy ktoś przechodził obok mojego łóżka lub gdy zwracałem uwagę na jakąś osobę, doznawałem szoku mentalnego, po czym w moim umyśle powstawały wyraźne obrazy, tak jakbym wyobrażał sobie swój pokój domu. Jednak obrazy te dotyczyły miejsc i ludzi, których nigdy nie widziałem. Czasami twarze były zamazane, a czasami nie. W każdym razie wizje pojawiały się niemal bez przerwy, całkowicie mnie oszałamiając". Hurkos pisze dalej, że przez lata nowe moce upośledzały jego zdolność do koncentracji tak, że nie mógł pracować.
Wierzył on jednak, że otrzymał ten dar od Boga, aby pomagać innym.
Podczas II wojny światowej, posługiwał się swoimi zdolnościami paranormalnymi, aby pomagać holenderskiemu podziemiu w walce z nazistami. Okupanci aresztowali go za zbieranie drzewa na opał, co było przestępstwem. Ponieważ oszukiwał Niemców, przekonując ich, że pracuje dla nich, został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Po wyzwoleniu, kilka lat później Hurkos został profesjonalnym jasnowidzem i brał udział w publicznych i prywatnych seansach w całej Europie. Ponadto pomagał policji w rozwiązywaniu spraw kryminalnych.
Hurkos twierdził, że naukowe testy wykazały 85% trafność jego wizji. Nie przejmował się, czy czytelnik jest sceptyczny czy też nie. Zdawał sobie też sprawę, że zgodnie z zasadami naukowymi, sceptyk domaga się dowodów. Napisał książkę, a opisane w niej wydarzenia służyły jako szokujące dowody.
Demaskował on ludzi, którzy usiłowali go oszukać, jak w przypadku gbura, który z widowni rzucił w jego kierunku klucz, domagając się, aby Hurkos powiedział, gdzie zamieszkuje. Jasnowidz oświadczył, że mężczyzna nie mieszka w domu, ale w przyczepie kempingowej. Widz nie chciał, aby jego tajemnica została zdradzona publiczności, ale nie miał więcej nic do powiedzenia.
"Nie chciał on, abym powiedział publicznie, że wspomniana przyczepa nie należy do niego, ale do jego kochanki. Kiedy ta zamknęła się przed nim, po tym jak mimo wielokrotnych obietnic, że opuści żonę, nie dotrzymał słowa, mężczyzna wdarł się do gniazdka miłości przez okno".
Dzięki rozgłosowi, jaki zyskał po udzieleniu pomocy w rozwiązaniu takich spraw kryminalnych jak kradzież brytyjskiego "Klejnotu Koronacyjnego", Hurkos został poproszony o zademonstrowanie swych zdolności sceptycznie nastawionej policji francuskiej. W tym celu położono przed nim na stole grzebień, nożyczki, zegarek, zapalniczkę oraz portfel. Jasnowidz wziął ten ostatni i oświadczył, że widzi mężczyznę ubranego w biały kitel, którego coś łączyło z imieniem Nicola, butelką mleka i ciałem kobiety leżącej między domem i stodołą niedaleko wzgórza. Wiedział, że ten mężczyzna jest winny. Obecnie znajdował się on więzieniu, ale Hurkos widział go martwego w celi. Policja wcześniej nic mu nie powiedziała o tym, że lekarz zabił żonę, podając jej zatrute mleko, a jej pudel wabił się Nicola. Potwierdziły się wszystkie elementy wizji za wyjątkiem jednej: więzień był nadal żywy. Jednak pięć dni później morderca powiesił się w swojej celi.
Mimo, że potrafił czytać w przyszłości innych, Hurkos nie mógł poznać własnej.
Po wielu sukcesach, Hurkos założył Peter Hurkos & Associates Foundation do
naukowych badań nad ESP. Ponadto zaangażował się on w niektóre przedsięwzięcia biznesowe, w tym wydobycie złota w Arizonie, gdzie - jak wierzył - odnalazł legendarną kopalnię Zaginionego Holendra.
Źródło: http://www.siute101.com/

Stroje Duchów



STOJE DUCHÓW
Wielu badaczy zjawisk paranormalnych usiłuje dać odpowiedź na pytanie, dlaczego duchy ukazują się medium ( lub w innych okolicznościach), nosząc ubrania, które zdają się być “dodatkiem” zbyt ziemskim jak na byty duchowe – przynajmniej w opinii sceptyków.
Poniżej przedstawiamy obszerny artykuł, w którym staramy się udzielić odpowiedzi na to fascynujące pytanie, rzucając nieco światła na tę pozorną sprzeczność, oraz na inne zagadnienia związane z życiem pozagrobowym – oddając głos samym “zmarłym”.
Oto, co powiedział sławnemu brytyjskiemu dziennikarzowi Wiliamowi T. Steadowi, który zginął w 1912 roku na pokładzie Titanica ( katastrofę tę przepowiedział w 1886 roku w swoich dwóch książkach) jego duch przewodnik Julia Ames:
“Kiedy dusza opuszcza ciało, w pierwszym momencie jest całkowicie naga, jak w chwili urodzenia. Ja znalazłam się obok mojego martwego ciała, przekonana, że jestem żywa i w doskonałej formie. Dopiero, gdy zobaczyłam swoje zwłoki leżące na łóżku, zrozumiałam, że coś się stało. W chwili, gdy duch pomyśli o tym, że jest nagi, materializują się niezbędne części ubrania. Dla nas myśl jest aktem twórczym: wystarczy o czymś pomyśleć, a wówczas nabiera to kształtów. Nie przypominam sobie, abym się ubierała, po prostu nagle byłam ubrana tylko dlatego, że tego zapragnęłam.
Gdy duch jest już całkowicie rozbudzony i przywyknie do nowego środowiska, nabiera zdolności do pojawiania się w różnych formach; na przykład jako dziecko ukazuje się komuś, kto znał go za jego życia ziemskiego tylko jako dziecko. Robimy to nie dla siebie (nie mamy takiej potrzeby), ale wówczas, gdy przybywa ktoś nowy, albo kiedy chcemy być rozpoznani przez was, żyjących na Ziemi”.
Julia potwierdziła to, co mówią inne duchy: projektują one taki obraz siebie, jaki pamiętają z czasów ziemskiej egzystencji.
Allan Kardec, francuski pionier badań paranormalnych, zapytał pewnego razu, czy wszystkie duchy mają skrzydła, czy tylko niektóre. W odpowiedzi usłyszał: “Oni nie mają skrzydeł”.
Duchy ich nie potrzebują, ponieważ mogą przemieszczać się samoistnie gdzie tylko chcą. Ukazują się one w formie, która zależy od tego, w jaki sposób chcą one wpłynąć na daną osobę. Jedne zjawiają się w zwykłych ubraniach, inne w pięknych szatach, jeszcze inne mają skrzydła – jednak służy to wyłącznie pokazaniu żyjącym kategorii duchów jaką reprezentują. Wiele z nich nie zna i nie rozumie procesów, podczas których dochodzi do tych przeobrażeń, które dla nich są aktem instynktownym. Nawet jeśli duch nie miał za życia wad fizycznych, może ukazać się jako niepełnosprawny, kulawy, garbaty, czy pokryty bliznami, albo posiada inne znaki fizyczne, które umożliwiają jego rozpoznanie.
Jeśli zaistnieje taka potrzeba, duchy mogą nawet uczynić dotykalną materię eteryczną.
Duch o imieniu Johannes powiedział:
“Pytasz mnie o ubiór i o wygląd. Każda dusza ma swoją formę, która ukształtowała się w trakcie jej całego ziemskiego życia – i taka przybywa do nas. Wyglądamy jak kobiety i mężczyźni - jak wy. Nosimy ubrania, które są wyrazem takich samych wrażeń estetycznych jak u was. Nie myślcie, że kiedy tu przybywacie, rozpoczynacie nowe życie, różne od waszych oczekiwań. Ubrań nie nabywa się w sklepach, ale są w większości realizacją wyobrażenia, jakie mają o nich poszczególne osoby. Służą one wyrażeniu własnej osobowości, dokładnie jak ma to miejsce w waszym przypadku”.
Czcigodny Drayton C. Thomas, badacz zjawisk pozazmysłowych, oraz pastor metodysta, nawiązał kontakt ze swoją zmarłą siostrą Ettą za pośrednictwem znanego medium Gladysa Osborne'a Leonarda. Podczas jednego z seansów, Thomas zapytał ją czy elementy ubioru noszonego w zaświatach są zwykłą kopią ubrania noszonego za życia ziemskiego, czy też duchy “produkują” je całkowicie od nowa. Etta odpowiedziała:
“W pewnym sensie odpowiedź na wasze pytanie powinna brzmieć „tak” dla obu części pytania. Na przykład na Ziemi stare ubranie może zostać rozprute, a następnie wykonuje się z niego inne, pozornie nowe. Nasza myśl dotycząca cenionego przez nas przedmiotu może być tak silna, iż dostarcza matrycy, na podstawie której, dzięki unikalnym procesom tej sfery istnienia, powstaje jego duplikat. Myśl odgrywa bardzo ważną rolę w procesie powstawania rzeczy, ale nie jest to proces całkowicie mentalny; jeśli chcemy, możemy posłużyć się innymi metodami...”
W trakcie innego seansu, Thomas dowiedział się, że gdy spał, często odwiedzał nieżyjącą rodzinę. Zmarły ojciec powiedział mu, iż widział jak jego dusza wychodziła z ciała poprzez splot słoneczny (w chwili śmierci wychodzi ona przez głowę), w postaci swego rodzaju tkaniny. Wiąże się to z instynktowną potrzebą ubrania się – dlatego w naturalny sposób dusza stara się okryć swoje ciało eteryczne.
Komunikując za pośrednictwem renomowanego w pierwszych latach XX wieku medium Elsy Barker, David Patterson Hatch, który za życia był adwokatem i sędzią, oświadczył, że po przejściu nie ma trudności z uzyskaniem ubrania.
“Nie wiem jak wszedłem w posiadanie ubrania po śmierci, ale kiedy zacząłem uświadamiać sobie całą sytuację, w której się znalazłem, zauważyłem, że noszę na sobie moje zwykłe odzienie. Nie rozumiem do końca, jak udało mi się zabrać ze sobą moje ubranie”.
Hatch dodał, że po jakimś czasie spotkał kobietę noszącą greckie szaty. Zapytał ją gdzie je znalazła. -Stworzyłam w myślach obraz, który stał się peplum – usłyszał w odpowiedzi. Wówczas Hatch postanowił stworzyć dla siebie rzymską togę, ale nie mógł sobie przypomnieć jak ona wygląda.
Analogicznie, pewien duch oświadczył dr Charlesowi Richetowi, laureatowi nagrody Nobla z 1913 roku, że nie potrafi się ukazać, ponieważ nie pamięta jak wyglądał za życia!
Zdaje się, że zasadę wizualizacji swojego ciała fizycznego przez duchy można zastosować do fotografii paranormalnych. Kiedy pewna matka poprosiła ducha swojego syna, aby wytłumaczył jej jak udaje mu się pojawić na zdjęciu, odpowiedział:
“Udałem się do domu i obejrzałem wszystkie swoje zdjęcia, szczególnie to w salonie, które najbardziej mi się podoba. Starałem się utrwalić jego obraz w moim umyśle, aby móc odcisnąć go w elektroplazmie”. Chłopiec powiedział, że udał się za matką do pokoju, w którym miało być zrobione zdjęcie. Podczas gdy fotograf czynił przygotowania, duch wykonał kilka prób. “Oczywiście nie mogłem się widzieć, ale byłem pewien, że zdjęcie wyjdzie dobrze. Byłem gotów, ale zaskoczył mnie błysk flesza i twarz wyszła nieco poruszona”.
Badania historii fotografiki spirytystycznej wykazały, że wiele zdjęć uznano za fałszywe prawdopodobnie dlatego, że przypominały portrety osób zrobione jeszcze za ich życia, zgadzały się również ubiory. Stąd zrodziło się podejrzenie, że fotografom udawało się w nieuczciwy sposób zdobyć portrety zmarłych. Natomiast możliwość, że duchy posługują się swoimi starymi podobiznami, nie została przez sceptyków wzięta pod uwagę.
Duch, który w 1920 roku nawiązał kontakt z ojcem Johannesem Greberem, niemieckim księdzem katolickim, oświadczył, że: “Jeśli duch chce ukazać się ziemskim oczom i zostać rozpoznany, musi zjawić się w formie materialnej, która powstaje poprzez kondensację elektroplazmy. Pełna manifestacja wymaga tak wielkiej ilości materii, że żadne medium nie jest w stanie jej dostarczyć”.
W przypadkach manifestacji część ciała medium musi zostać rozpuszczona i użyta do materializacji ducha. Z tego powodu podczas materializacji konieczne jest, aby medium zrezygnowała z części wagi swego ciała, którą odzyskuje na koniec seansu. Doświadczenia przeprowadzone w 1915 roku w Irlandii przez Wiliama J. Crawforda, całkowicie potwierdziły utratę wagi przez jasnowidza. Tłumaczy to również przyczynę, dla której liczne manifestacje ograniczają się do ramion, dłoni czy twarzy.
Jeden z uczestników seansów D. Home'a, znanego medium z zeszłego wieku, zapytał za jego pośrednictwem ducha przewodnika, jak duchy stają się widzialne. Ten odpowiedział:
“Czasami poszerzamy pole energetyczne danej osoby, umożliwiając jej widzenie nas; innymi razy tworzymy kopie naszych ubrań, wizualizując je tak, by wyglądały identycznie jak były znane na Ziemi. Poza tym możemy projektować na wszystkich widzialny obraz, albo ukazywać się wam w postaci chmury otoczonej aureolą światła.
Po swej śmierci w katastrofie Titanica, Wiliam T. Stead (wspomniany wyżej), zaczął komunikować poprzez różnych jasnowidzów.
Twierdzi on, że po tamtej stronie również istnieją medium, zdolne odnaleźć ludzi umożliwiających duchom kontakt z naszym światem. Jeden z nich pomógł mu znaleźć ziemskie medium, oraz nauczył go jak zwrócić na siebie uwagę, wizualizować się wśród ludzi, wyobrażając sobie, że znajduje się wśród nich w ciele fizycznym, z silnym promieniem światła skierowanym na siebie. Stead dodał, że uczestnicy seansu byli w stanie wizualizować jego twarz, ponieważ tylko w ten sposób potrafił widzieć samego siebie. Podobnie potrafił on przesłać informację, koncentrując się na krótkim zdaniu, powtarzając je z uwagą i naciskiem, aż słyszał je wypowiadane przez medium.
Podobno ojciec Junipero Serra, jeden z pierwszych misjonarzy w Kalifornii, komunikował w pierwszych latach XX wieku za pośrednictwem Violet Parent z Los Angeles. Podczas jednego z seansów, Parrent zapytała ojca Serra, czy może zrobić mu zdjęcie. Zgodził się on na fotografię ze swoją zmarłą matką. Zdjęcie przedstawia jego matkę niemal o połowę niższą od niego. Pierwszą reakcją było uznanie fotografii za oczywiste fałszerstwo, ale wcześniejsze wyjaśnienia fenomenu myśli – obrazu pozwala nam zrozumieć, że prawda jest inna. Ojciec Serra dokonał projekcji siebie i swojej matki tak, jak ją pamiętał – widząc siebie dużo większym od niej. Poza tym jego głowa była dużo mniejsza od reszty ciała, co brało się stąd, że dużo łatwiej było mu wizualizować ubrania niż twarz. Mimo, że fotografia okazała się być bardzo podobna do jedynego zachowanego portretu znanego misjonarza, to istniały pewne różnice. W związku z tym, że ojciec Serra żył w okresie przed wynalezieniem fotografii i prawdopodobnie na misji nie miał częstego dostępu do luster, należy zastanowić się, czy do końca znał wygląd swojej twarzy.
Być może widział ją jedynie odbitą w jakimś strumyku.
Wiele komunikacji pochodzących ze świata duchów utrzymuje, że dążą one do uwolnienia się od tradycyjnego ubioru używanego na niższych poziomach, przechodząc do ubierania się w tuniki i togi na poziomach wyższych. Po przejściu do świata pozaziemskiego, monsinior Robert Hugh Benson zaczął komunikować się za pośrednictwem Anthony’ego Borgia, który twierdził, że jest w stanie odwiedzać jeden z wyższych poziomów.
„Zauważyłem, że większość bytów wyższych nie nosiła strojów ziemskich, co pozwoliło mi na stwierdzenie, że są tu od dłuższego czasu. Edwin (ich przewodnik) powiedział nam, że zmiana ubioru nie była całkowicie konieczna. Mieli oni prawo noszenia strojów duchowych dzięki temu, że byli mieszkańcami tego królestwa – były to szaty najodpowiedniejsze do miejsca i sytuacji. Trudno je opisać, ponieważ nie można dokonać porównania z jakąkolwiek tkaniną ziemską. Tu nie mamy tkanin materialnych, wszystko zależy od natury i poziomu światła jakim promieniują duchy, które jest istotą samego ubioru. Istnieje zatem ewidentna relacja między duchami i naturą ich ubrań”.
W późniejszym czasie Benson zdołał zmienić wygląd jego nazbyt ziemskiego ubioru, ale mimo, że nowe szaty przypominały te noszone przez inne duchy, nie miały tego samego koloru i tej samej intensywności światła.
Źródło: ampupage.it , za: Metgat’s Blog

środa, 24 września 2008

Nawiedzona rezydencja milionera





Milioner buisnessman z Nottinghamshire oświadczył, że duchy zmusiły go do ucieczki z 52-pokojowej posiadłości. Clinton Hall został nabyty w 2007 roku przez Anwara Rashida za 3.6 miliona funtów, ale teraz wrócił go bankowi. Pan Rashid twierdzi, że przez osiem miesięcy, kiedy zamieszkiwał z rodziną w tej rezydencji, byli nekani przez tajemnicze postacie, oraz znaleźli niewytłumaczalne niczym ślady krwi na pościeli. Wezwał on badaczy zjawisk paranormalnych, aż w końcu przestał spłacać hipotekę. 32 letni milioner zdobył fortunę dzięki sieci domów opieki, hotelu w Dubaju, oraz innym 26 własnościom. On i jego żona Nabila (25 lat), zamieszkali w Clifton Hall - który pamięta czasy zwycięstwa Normanów - z ich dwoma kilkuletnimi córkami i 18-miesięcznym synem.
-Ta rezydencja urzekła mnie swoim pięknem, ale ona jest nawiedzona. Dychy nas tu nie chcą, a my nie możemy z nimi walczyć, gdyż są niewidzialne - mówi pan Rashid i dodaje, że zjawiska paranormalne rozpoczęły się od pierwszego dnia ich pobytu w nowym domu, począwszy od pukania w sciany, aż do pojawiania się duchów, które przyjmowały postaci ich dzieci.
-W dniu, kiedy znaleźlimy plamy krwi na dziecięcej kołderce, powiedzieliśmy z żoną: "Wystarczy!". Nawet nie zostalimy tam na noc - dodaje.
Eksperci w dziedzinie zjawisk paranormalnych nie byli w stanie im pomóc. Rodzina Rashida, która wyprowadziła się z Clifton Hall i obecnie mieszka w Wollaton, przestała spłacać hipotekę. Budynek wrócił ostatecznie w miniony czwartek na własnosć Yorkshire Banku. Jego przedstawiciel powiedział: -Kiedy ludzie mówią mi o duchach, nigdy im nie wierzę. Jednak poinformuję kazdego nowego właciciela, że w rezydencji tej miały miejsce zjawiska nawiedzenia przez duchy.




źródło: unexplained-mysteries.com

poniedziałek, 1 września 2008

Serdeczna prośba.




Drodzy Czytelnicy!




Jeśli jesteście (a mam wielką nadzieję, że tak), to prosze Was o zostawianie śladu Waszych odwiedzin w postaci najbardziej nawet lakonicznego komentarza - oczywiście uwagi i sugestie bardzo mile widziane, zaś dyskusja niecierpliwie oczekiwana.


Dzięki temu będę wiedział, że nie publikuję tych postów "sobie a muzom" i to co robię jest pożyteczne nie tylko dla mnie.




Z góry serdecznie dziękuję.




Tomasz Czerka

Naukowe dowody na istnienie życia po śmierci


Naukowe dowody na życie po śmierci?

Pewien naukowiec z Derbyshire twierdzi, że znalazł niezbite, naukowe dowody na istnienie życia po śmierci. Chodzi o profesora Rona Pearsona, który utrzymuje, że na nowo odkrył - na długo zapomnianą - koncepcję eteru i dodaje, iż istnienie eteru podważa poprawność niektórych części teorii względności. Ron Pearson i jego kolega z Bristol, Michael Roll pracują obecnie nad szerzeniem na świecie ich odkryć. Obaj uczeni twierdzą, że przez wiele lat przed ludźmi ukrywano prawdę, dlatego chcą przyczynić się do zmiany sposobu myślenia całej ludzkości.
-Ludziom zezwolono na dostęp jedynie do dwóch filozofii - mówi Roll. - Pierwsza głosi, że się umiera i koniec; po śmierci niczego nie ma. Takie jest ortodoksyjne stanowisko, które cechuje wszystkie dyscypliny naukowe. Drugi nurt filozoficzny to religina idea wiecznego odpoczynku i oczekiwania na sąd ostateczny. Kler ma całkowity monopol na zyski związane z koncepcją życia po śmierci. My przedstawiamy laicką prawdę o tym, że wszyscy posiadamy duszę i po śmierci natychmiast jednoczymy się z drogimi nam zmarłymi, którzy nas uprzedzili, oraz że posiadamy mózg odrębny wobec umysłu. Nasza argumentacja rozpoczyna się od eksperymentów powtarzanych w warunkach laboratoryjnych przez międzynarodowych naukowców. Doświadczenia te potwierdza teoria matematyczna, która wykazuje z czego zbudowane są nasze dusze i gdzie znajdują się tzw. zaświaty.
Niestety, doświadczenia o których mówi Roll zostały wykonane w XIX wieku i nie zostały powtórzone w obecnych czasach. I tu na scenie pojawia się Ron Pearson. Jego praca inspirowana jest na odkryciach XIX wiecznego naukowca Wiliama Crookes'a. W trakcie swoich doświadczeń Crookes zdobył dowody fotograficzne, które przedstawiają - jego zdaniem - osobę "fizycznie" martwą, która materializuje się w jego pracowni. Eksperymentom tym brakuje jednak solidnej teorii matematycznej, która wsparłaby ich wyniki, dlatego odkrycia Crookes'a zostały zapomniane. To jest punkt wyjścia dla Pearsona, do opracowania własnej teorii.

Posługując się najnowszymi osiągnięciami fizyki kwantowej dla poddania ponownej analizie teorię względności Einsteina, Pearson osiągnął - jak twierdzi - matematyczny dowód na istnienie eteru. Niestety, na chwilę obecną Pearson i roll zbierają fundusze na przeprowadzenie 8 eksperymentów niezbędnych do wykazania słuszności ich teorii - każdy z nich kosztuje przynajmniej 15.000 funtów. Zanim nie znajdą się sponsorzy (jedno z doświadczeń musi miec miejsce w przestrzeni kosmicznej) - odkrycie Pearsona pozostanie jedynie teorią.

źródło: inx.phantasmacastel.it

czwartek, 21 sierpnia 2008

Rol i spirytyzm


Gustaw Adolf Rol (1903 - 1994) - uważany przez wielu parapsychologów za największego jasnowidza XX wieku - zawsze rygorystycznie powstrzymywał się od zakładania grup czy organizacji, ale koła jego przyjaciół nadal propagują jego idee. Był on człowiekiem zarówno wrogim spirytyzmowi, i nie można o tym zapominać, gdy zajmuje się zagadnieniami, dla których inspiracją były doświadczenia parapsychologiczne. Fenomeny paranormalne Rola fascynowały całe pokolenia, poruszały i zachwycały wielkich tego świata. Wielu z tych, co znał Rola, wspomina go jako człowieka uczciwego, bezinteresownego, który nigdy nie żądał pieniędzy, przeciwnie: szczodrze wspierał te akcje dobroczynne, które leżały mu na sercu. Rol zatrzymał się na marginesie akademickich badań parapsychologicznych, dlatego dziś nie mamy badań naukowych nad fenomenem Rola, w rodzaju tych, które przeprowadzono na uniwersytecie kalifornijskim, oraz w innych miejscach, nad działalnością innych wielkich jasnowidzów XX wieku.

Poza tym Rolowi przeszkadzali ci, którzy interesowali się wyłącznie jego "fenomenami". W 1975 roku pisał: "Po tak długim czasie niczego w was nie ukształtowałem; jedynie wypełniłem wiele godzin waszej nudy, dałem wam przedstawienie (...). Mogliście przynajmniej zrobić mały wysiłek, by pójść w moją stronę, albo co najmniej w kierunku tych wzniosłych rzeczy, które pokazuję wam: ślepcom i egoistom, obojętnym na to, co ma miejsce" (Gustavo Rol: Scritti per Alda, Turyn 1999, pod red. Giuditty Dembech). Czym były te "wzniosłe rzeczy", które Rol "pokazywał"? Rol lubił mówić, że jego nauczanie będzie bardziej znane dopiero po jego śmierci, i rzeczywiście ostatnio opublikowano wiele nowych dokumentów, choć oczywiście nie wszystkie. Rol deklarował się jako wierzący i praktykujący katolik; wśród jego zwolenników znajdowało się również wielu katolików (niektórzy z nich bardzo sławni).

Nie wydaje się, ponadto, że można zaliczyć Rola do obszernej grupy reinkarnacjonistów, mimo że jego liczni admiratorzy uważają go za wcielenie Karola Wielkiego i Napoleona, ponieważ świadectwa na temat jego poglądów na ten temat są niejasne. Nauczanie Rola skupia się na pojęciu "inteligentnego ducha", jako tego, czym w najpełniejszym sensie tego słowa jesteśmy, i co zostaje na Ziemi po śmierci. Jasnowidz z Turynu gardził z pewnością zwykłymi, "wulgarnymi" seansami spirytystycznymi', a jeszcze bardziej zarabiającym w ten sposób medium. Jednak nie wykluczał on możliwości, że "duchy inteligentne" mogą ukazywać się z "niewidzialnych królestw", i dlatego uczestniczył w tym, co nazywał "seansami", jeśli uznawał, że są wolne od niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą spirytyzm prymitywny. Rol niszczył sprawozdania z tych seansów, właśnie po to, aby nie przyczyniały się do rozpowszechniania spirytyzmu uznawanego przez siebie za niebezpieczny. Coś jednak pozostało. Giuditta Dembech przytacza w cytowanym powyżej dziele, w związku z wierszem Rola pt. La ruelle des chats, jego odręczną notatkę, na temat pochodzenia wiersza: "poezja napisana przez inteligentnego ducha afgańskiego studenta żyjącego w Paryżu. Seans w domu Visca, 11-12 styczeń 1975 roku". W związku z tym seansem, Rol pisze, że: "jednocześnie, jak w poprzednim seansie (kilka dni wcześniej), duch inteligentny Francisco Goya wykonał rysunek leżącej kobiety (w poprzednim seansie Goya narysował portret hrabiny z Alby".

Błędem byłoby uznać Rola po prostu za spirytystę; nie tylko dlatego, że zachowywał dystans wobec spirytyzmu (twierdził, że: "jest w nim trochę prawdy (...) zbyt mało jednak, aby stał się doktryną", G.A. Rol, Io sono la grondaia..., Florencja 2000). Pojęcie ducha inteligentnego odnaleźć można, poza tradycją spirytystyczną, w środowisku teozoficznym i różnych nurtach anglo - amerykańskiego New Thought. Według Rola duch inteligentny żyje w wiecznej teraźniejszości: "Jabłko, które Kowalski jadł 16 lipca 1329 roku nadal istnieje, nie mniej niż wówczas, gdy wisiała na gałęzi jabłoni i jeszcze wcześniej, zanim powstało drzewo; 16 lipca 1329 roku jabłko nie przestało istnieć, ponieważ we wszystkim, co się kumuluje, każda rzecz pozostaje w działaniu. Jako, że Bóg i jego myśli są tym samym, odseparowany aspekt tej rzeczy zmodyfikować jej natury. Bóg jest wieczny i niewyczerpany, wszechmogący i wielokształtny, a my, którzy jesteśmy częścią Boga, jesteśmy tym samym co On".

Zbieżność ze światem "akashicznym" załorzyciela Anropozoficznego Towarzystwa Rudolfa Steinera (1861 - 1925) - bardziej niż z teozofią, której analogie z myślą Rola zostały zauważone już przez jego brata Carlo (1897 - 1978), który w Buenos Aires uczestniczył w spotkaniach Argentyńskiego Towarzystwa Teozoficznego - wydaje się być szczególnie ewidentna. Sam Rol określa Steinera, jako "być może pierwszego człowieka, który zdołał się wyzwolić", a samą antropozofię określa mianem czystą nauką ducha, w taki sam sposób, w jaki nauka naturalna jest nauką natury". Nawet jeśli Steiner, "wynalazca nauki antropofizycznej", otworzył według Rola "jedynie odrobinę (...) ciężką, granitową bramę, która oddziela żyjącego człowieka od świata objawień, które są jego przeznaczeniem". Rol, wolny duch, nie może zostać przypisany do myśli Towarzystwa Antropofizycznego (do którego nie należał), a jego podejście do zjawisk parapsychicznych jest oryginalne i jedyne w swoim rodzaju, oraz ma ogromny wpływ na cały obszar badań tych zjawisk ww Włoszech.

źródło: http://www.censur.org/

wtorek, 19 sierpnia 2008

Historia Coco'






Wywiad udzielony, aby opowiedzieć o tym, co nam się przydarzyło i czego jeszcze Wam nie opowiedziałem.

Claudio Pisani.

Lauria, jesień 1998 rok.


Lauria położona jest między górami parku Pollino, niedaleko od śniegów Sirino i zachwycającego swym pięknem morza Maratea. Tamtejsza ludność nie wyszła jeszcze z szoku wywołanego wrześniowym trzęsieniem ziemi. Niektóre drogi są zamknięte z powodu ryzyka osunięcia ziemi, jednak nasz przyjaciel, dr Claudio Pisani, nie wydaje się tym przejęty.
-Co najwyżej obawiam się o żonę i córkę - wyznaje. - Nie postępowały one ze mną na drodze rozwoju duchowego. Tak wiele czytałem o śmierci, czy raczej "przejściu między wymiarami", że nie boję się tego, jak kiedyś.
Zapowiada się długa historia, więc siadamy wygodnie w salonie, przy kominku. Na zewnątrz jest zimno, w okolicznych górach spadł już śnieg

Dziennikarz: Dr Pisani, jak godzi pan zainteresowanie parapsychologią z praktyką lekarską?

Pisani: Przede wszystkim mówmy sobie po imieniu. Nie podobają mi się tytuły uniwersyteckie, gdyż wszyscy jesteśmy duchami wcielonymi na krótki czas w tym wymiarze fizycznym. Nasza wiedza wykracza daleko za tę, którą określają tytuły naukowe, poza tym wobec Boga jesteśmy wszyscy równie godni szacunku. Aby odpowiedzieć na Twoje pytanie muszę cofnąć się pamięcią do okresu dzieciństwa, dlatego postaram się być jak najbardziej zwięzły. Kiedy miałem 5 lub 6 lat, bardzo się przestraszyłem, słysząc od mojej matki o 3 Tajemnicy Fatimskiej. Lęk przed zbliżającym się końcem świata pozostał ukryty gdzieś w mojej podświadomości i powrócił w czasach "niedoszłej 3 wojny światowej" związanej z kryzysem rakietowym na Kubie. Wydawało mi się, że najbardziej prawdopodobną przyczyną ogólnoświatowej zagłady jest wojna nuklearna. Lubiłem wówczas czytać książki fantastyczno - naukowe, dlatego wiedziałem czym jest broń nuklearna i jakie skutki przynieść może jej użycie - stąd brało się moje przerażenie.
Pamiętam, że przez dwa lub trzy dni nieustannie się modliłem. Byłem bardzo szczęśliwy i poczułem ogromną ulgę (podobnie jak wszyscy inni), kiedy doszło do nieoczekiwanego, pozytywnego zakończenia kryzysu. Jednak myśl o śmierci nie opuściła mnie nawet w okresie dojrzewania. Kiedy miałem 18 lat zmarła ukochana ciocia Maria, jedyna siostra mojej mamy, do której byłem bardzo przywiązany. płakałem przez całe nabożeństwo pogrzebowe i jeszcze wiele dni po nim. To wówczas zacząłem myśleć, że jeśli duch żyje po śmierci ciała, to musi istnieć sposób, by nawiązać kontakt z naszymi drogimi zmarłymi. Ale jak to zrobić? Jasnowidze nie budzili we mnie dużego zaufania, być może dlatego, że mój ojciec zawsze był pozytywistą (on tez był lekarzem) i z trudem akceptował praktyki religijne, oraz wszystko, co wiązało się z światem pozagrobowym. Oczywiście nie mogłem porozmawiać z nim o parapsychologii i doświadczeniach związanych z zaświatami. Tego samego roku zapisałem się na wydział medycyny uniwersytetu w Rzymie, gdzie poznałem swoją żonę Francescę, oraz wielu przyjaciół. Czasami czytałem coś na tematy ezoteryczne, ale nie miałem przekonania do śmiesznych magów, jasnowidzów, czy horoskopów: moja naukowa mentalność nie mogła potraktować poważnie szarlatanów, mimo że sam temat fascynował mnie i pobudzał moją wyobraźnię.
Poza tym, w latach '70 nie było poważnych badań w dziedzinie ESP: to był dopiero początek i nikt nie myślał o zastosowaniu metody naukowej w badaniu seansów spirytystycznych, czy działalności jasnowidzów; nie istniała również poświęcona temu tematowi, a jednocześnie szeroko dostępna prasa. W każdym razie do dziś jestem przekonany, że niektóre osoby nas oszukują: absolutnie nie wierzę w horoskopy, magów, satanistyczne sekty itp. Duchowość to zupełnie inna sprawa. Potem był doktorat, ślub, na świat przyszła pierwsza córka - nic dziwnego, że zapomniałem o zjawiskach paranormalnych. Aż pewnej nocy przyśniło mi się, że umarłem. Zobaczyłem ciemny tunel, na którego końcu dostrzegłem silne światło, po czym nagle się obudziłem. O wszystkim zapomniałem do czasu, aż pewnego dnia w moje ręce wpadła książka dr Moody'ego. "O kurcze - pomyślałem - kolega po fachu, który zajmuje się ESP. Ciekawe, co ma do powiedzenia!" Początkowo czytałem ze sceptycyzmem, potem dałem się całkowicie wciągnąć, ale nie poszedłem dalej, poza kupienie kolejnej jego książki. W tamtym okresie zbyt trudno było mi uwierzyć w tego rodzaju rzeczy.

D: Przepraszam, ale chcesz powiedzieć, że pozostałeś sceptykiem, mimo, iz widziałeś we śnie tunel opisany przez Moody'ego dużo wcześniej zanim przeczytałeś jego książkę?

P: I tak, i nie... po prostu nie interesowało mnie to, jak istnienie UFO czy Atlantydy (przeczytałem wszystkie książki Petera Kolosimo). Wiesz, zawsze wszystkim się interesowałem. Wydaje mi się, że mam mentalność otwartą, nie jestem fundamentalistą religijnym, politycznym, ani naukowym; zawsze pozostawiam sobie otwarte wszystkie drogi poznania. Myślę, że ciekawość jest wielkim motorem napędowym w ewolucji; zwierzęta również są ciekawe: widziałeś jak zachowuje się kot, kiedy wchodzi do domu - na początku zwiedza go od piwnicy po dach.

D: Zatrzymaliśmy się na roku....
P: Powiedzmy w latach '80. W 1988 roku urodził się Nicola. Nie trudno wyobrazić sobie z jaką radością został przyjęty, po tylu latach oczekiwania. Mimo, że był wcześniakiem, szybko stał się ruchliwy i miał duży apetyt. Kochane dziecko rozpieszczane przez nas, dziadków i wujów, ci ostatni w tamtym okresie byli kawalerami. Nicola rósł prawidłowo; był silny i zdrowy; poza zwykłymi chorobami dziecięcymi, przez 3 lata jego zdrowie było bez zarzutu. Przyszło lato i jesień 1991 roku. 16 września Coco' (nazywaliśmy go tak, od kiedy ukończył 2 lata) zaczął mieć dziwne problemy ze zdrowiem: nie mógł do końca opróżnić pęcherza moczowego i bardzo często oddawał mocz. Nie bolało go, nie narzekał na pieczenie: to musiało być banalne zapalenia pęcherza moczowego... Myślałem, że to była jakaś wada budowy czy problemy neurologiczne. Zawiozłem go do szpitala na echografię i tam poznałem straszliwą prawdę: między prostatą a pęcherzem moczowym w jego ciele znajdował się duży nowotwór! Następnego dnia pojechaliśmy do Rzymu: nie ma co opowiadać wszystkiego szczegółowo - Coco' przeszedł Golgotę wszystkich chorych na raka: echografia, chemioterapia, analizy, bardzo bolesne operacje. Pierwsza z nich konieczna była dla wykonania biopsji. Kilka dni po tym zabiegu zadzwoniłem, jak zwykle do domu, gdzie przenieśli się moi teściowie, aby zająć się naszą córką Lydią i kierować moich pacjentów do zastępującego mnie kolegi.
Mój teść odpowiedział wstrząśnięty. Nie mógł znaleźć słów, by opowiedzieć mi, co przytrafiło się jego żonie kilka godzin wcześniej... Ostatecznie zrozumiałem, że moja teściowa i jej przyjaciółka, wracając z kościoła, gdzie odmówiły różaniec, widziały jak brama mojego domu (bardzo ciężka, żelazna, pozbawiona mechanizmów otwierających) otworzyła się sama, silne światło oświetliło sień, następnie brama zamknęła się sama, podczas gdy światło zgasło. -Skleroza - mruknąłem przez zaciśnięte zęby i uznałem cały epizod za głupotę. Miałem dużo ważniejsze sprawy na głowie. W szpitalu zastałem poruszoną żonę, która oświadczyła: - To dobry znak! Bóg wysłuchał nasze modlitwy! - Szczęśliwa, że w to wierzy - pomyślałem wówczas. Następnego dnia uradowany ordynator wszedł do sali: wyniki biopsji pozwalały żywiś nadzieje na wyzdrowienie Coco' - nowotwór nie należał do najbardziej złośliwych i istniały duże szanse, że uda się go zredukować za pomocą chemioterapii. Wówczas ostateczny zabieg rozwiązałby problem. Nie chciałem mu wierzyć: to było zbyt piękne, aby było prawdziwe! A może teściowa miała rację, mówiąc o cudzie?
D: Przepraszam, że Ci przerywam, ale czy Twoja teściowa przypisała ten "znak" komuś konkretnemu: świętemu, Maryi?
P: Moja teściowa modliła się do błogosławionego Domenica Lentiniego, świętego kapłana, który żył tu, w Laurii na przełomie XVIII i XIX wieku. Przyjęliśmy jej wyjaśnienia i zaczęliśmy wierzyć w pomoc błogosławionego księdza. Wielu mieszkańców Laurii uczestniczyło w modlitewnym czuwaniu, wszyscy chcieli, aby mój syn ocalał...

D: Mów dalej, to bardzo ciekawe.

P: Zapomniałem Ci powiedzieć, że 15 dni przed badaniami symptomatologicznymi, jedna osoba z mojej rodziny miała koszmar: o świcie "przyśniła" jej się ciocia Maria. Stała przy jej łóżku i w pewnej chwili chwyciła śpiącą za ramię, wywołując w niej silne wrażenie chłodu i zrozumiałe przerażenie. Co ciocia chciała przekazać, zakładając, że to nie był jedynie koszmarny sen? Wówczas nie zastanawiałem się nad tym.

D: Niestety, po kilku tygodniach dziecko zachorowało...

P: Tak, teraz wiemy, że ciocia przyszła nas ostrzec przed niebezpieczeństwem, ale lęk członka naszej rodziny przeszkodził w przekazaniu nam czegoś więcej, jak tylko zwykłą, niejasną zapowiedź nadchodzących wydarzeń. Dopiero dużo później przypomnieliśmy sobie o tym wydarzeniu. Sprawa bardzo mnie zaciekawiła, ponieważ moja teściowa czuła przez krótki czas intensywny zapach kwiatów tuż przed każdą analizą, czy echografią, jakim poddawano dziecko podczas chemioterapii. Coraz częściej mówiła nam, że docierał do niej zapach kwiatów księdza Domenico, jednocześnie wyniki badań okazywały się coraz bardziej pocieszające, aż wreszcie technicy nie mogli dostrzec nawet śladu nowotworu. Do końcowego zabiegu podeszliśmy pełni wiary i niemal pewności, że się powiedzie; i wydawało się, że tak właśnie było. Nicola wyzdrowiał, chociaż musieliśmy poczekać (i kontrolować) jeszcze 5 lat, aby się upewnić.
Tymczasem po roku spokoju, choroba wróciła w wersji jeszcze bardziej agresywnej niż poprzednio. Nie chcę wspominać tamtych strasznych dni. powiem tylko, że nasza wcześniejsza wiara została bardzo zachwiana, potem odrodziła się wraz z nadzieją, którą nosiliśmy w sercach, aż do ostatniego dnia ziemskiego życia Coco'. Bardzo nam to pomogło wytrwać do końca, do 22 kwietnia 1994 roku, kiedy to o godzinie 22:10 nasz Coco' zasnął w ramionach śmierci. Następnego dnia, osłupieni i odrzucający realność tego, co się stało, stojąc przed małą, białą trumienką, otoczeni cierpieniem całego miasteczka, przeklęliśmy Boga za to, ze nas oszukał. Przeklęliśmy Go również w jego kościele pod wezwaniem świętego, którego nasz syn nosił imię, i któremu go zawierzyliśmy: św. Mikołaja. Nadeszły miesiące pustki i ciemności; czułem się martwy w środku, ale przecież mieliśmy córkę, którą należało się zająć, była praca i wszystkie małe codzienne problemy. Jakoś nam szło; staraliśmy się nie płakać w obecności Lydii, która nie chciała więcej mówić o utraconym braciszku; nawet spędziliśmy wakacje nad morzem.
Potem jedna osoba w rodzinie zaczęła skarżyć się na niepokojące problemy z trawieniem. Rok po odejściu Coco' kłopoty zaczynały się na nowo. Być może był to rak wątroby... Zebrałem się w sobie i udałem się z M. do szpitala. Na szczęście rak nie był złośliwy, ale należało niezwłocznie operować, gdyż był bardzo duży. Pojechałem z M. i jej mężem do Rzymu; chodziłem tymi samymi ulicami, co wówczas, gdy chorował Coco'; to był ten sam szpital, w którym Coco' miał radioterapię; w tym samym hotelu mieszkaliśmy miesiącami... Moje serce krwawiło, ale musiałem to zrobić, musiałem się przezwyciężyć... Dzień przed moim wyjazdem, ktoś z rodziny doświadczył obecności Coco' na naszym łóżku, poczuł jego ciężar i zapach. Tym razem osoba ta nie przestraszyła się, a ja nie byłem już tak sceptyczny, jak niegdyś: być może był to znak, że Coco' jest blisko nas! Kilka dni później, kiedy byłem w Rzymie, ktoś inny słyszał wieczorem dźwięki elektrycznego pianina; brzmiało to tak, jakby grało sześcioletnie dziecko: stonowane dźwięki, pomylone akordy - właśnie tak grał Coco'. Pianino leżało wyłączone na szafie. Kto inny jak nie on mógł grać na nim w tak charakterystyczny sposób o 4 nad ranem?. Następnego dnia operacja przebiegła bardzo dobrze i nasza krewna została po tygodniu wypisana ze szpitala, mimo, że usunięto jej połowę wątroby. Nicola był do niej bardzo przywiązany i z pewnością dawał nam do zrozumienia, że wszystko pójdzie dobrze. Trochę zachęceni tymi znakami (ja coraz częściej czułem jego kwiatowy zapach), zaczęliśmy lepiej żyć, przyzwyczajając się do cierpienia wynikającego z braku jego obecności fizycznej. Nigdy nie wyzdrowiejemy do końca, ale nasze rany krwawiły mniej dzięki tym małym "bandażom" wysłanym nam przez Coco'.

D: Czyli te znaki pomogły wam odnaleźć chęć do życia?

P: Tak, bardzo, podczas jego choroby i po niej. Ale musieliśmy zadać sobie następujące pytanie: jeśli Nicola wysyłał nam znaki po swojej śmierci, to kto wysyłał nam je wcześniej? Pytanie zdawało się być bez odpowiedzi, aż w październiku 1996 roku połączyłem się z siecią internetową. Pierwsze słowo, które wpisałem do wyszukiwarki było N.D.E. oznaczające doświadczenia z pogranicza śmierci. Dlaczego właśnie to słowo? Od kolegi lekarza dowiedziałem się, że Nicola doświadczył podczas operacji usunięcia nowotworu zatrzymania akcji serca - zjawisko dość częste w stanie znieczulenia ogólnego, choć nie powszechne. Wzmianki o tym nie było na karcie chorego mojego syna. W szpitalu wszyscy o tym wiedzieli i szeroko komentowali fakt, że lekarzom i ich rodzinom przytrafiały się zawsze najbardziej rzadkie przypadki. Przypomniałem sobie książkę Moody'ego i opowieści jego pacjentów. Podczas zatrzymania pracy serca mój syn miał NDE: to tłumaczyło dlaczego tak bardzo zmienił się na lepsze, twierdził że widział Jezusa i aniołki - to nie były fantazje kilkuletniego dziecka!
Starałem sobie przypomnieć, co Nicola opowiadał mi po operacji: widział Jezusa, który chodził, unosząc się nad podłogą. Jak 4 letnie dziecko mogło wymyślić sobie podobne szczegóły, które są wyłącznie elementem wizji opisywanych przez mistyków? Nauczyłem się "nawigować" w sieci i ku mojemu największemu zdumieniu znalazłem setki stron poświęconych DNE, oraz ADC - ten ostatni skrót nie był dla mnie jeszcze znany. Dopiero gdy wszedłem na cytowaną wielokrotnie stronę Judy Guggenheim i jej męża Billa, zrozumiałem, że ADC oznacza "kontakty" ze zmarłymi. Na wspomnianej stronie znalazłem opowieści o niezwykłych wydarzeniach, które dla mnie były już znane: zapach kwiatów; sny, w których zmarli są zbyt realni, by być jedynie tworem wyobraźni; muzyka dochodząca z wyłączonych instrumentów; a nawet rozmowy telefoniczne pochodzące z zaświatów. Zatem nie oszaleliśmy z bólu... chyba, że znajdujemy się w domu wariatów wielkim na pół świata. Świadectwa ludzi, którzy mieli doświadczenia identyczne z naszymi były zbyt liczne, abyśmy wszyscy byli chorzy psychicznie!
D: Co wówczas zrobiłeś?

P: Początkowo dużo czytałem, zdobywałem wiedzę dzięki internetowi. Potem zebrałem się na odwagę i napisałem do Judy na jej "Message Board", gdzie wielu zdesperowanych rodziców znalazło pociechę. Odpowiedziała mi natychmiast, z uprzejmością i miłością, którą ta kobieta i jej rodzina obficie obdarzają wszystkich, którzy proszą ich o pomoc. Wkrótce zorganizowali "reading", czyli nawiązanie kontaktu z moim synem, za pośrednictwem Natalie - jasnowidza z Pennsylwanii - drogą internetową, bo mój angielski nie pozwalał mi na rozmowę przez telefon. W praktyce miało wyglądać to następująco: Natalie nawiąże kontakt Nicolą, a ja zadam jej pytania, pisząc na klawiaturze komputera, trochę tak, jak niegdyś robiło się z telegrafem. Datę ustaliła Natalie, która nic nie wiedziała o nas i o Nicoli, na 17 czerwca 1997 roku. Judy poprosiła mnie, bym nic nie opowiadał wcześniej nikomu, nawet jej samej; wiedziała tylko, że straciłem sześcioletnie dziecko, które zmarło na raka.

D: Wydaje mi się, że wcześniej coś mi już powiedziałeś na temat tej szczególnej daty.

P: Tak, wiąże się z nią pewna historia. 4 lata wcześniej, kontrola stanu zdrowia Nicoli, rok po zakończeniu terapii, wykazała, że wszystko jest w porządku. Miało to miejsce 17 czerwca 1993 roku. To był dla nas bardzo szczęśliwy dzień. Postanowiliśmy z kilkoma przyjaciółmi pojechać nad morze i Nicola bawił się na plaży w Anzio, jak to robią dzieci w jego wieku; wydawało się, ze wszystko wróciło do normalności. To dziwne, ale Natalie wybrała na "reading" z moim synem jeden z beztroskich dni, jakie nam były dane od czasu jego choroby - oczywiście dostrzegłem w tym "robotę" Coco'. Wieczorem 17 czerwca usiadłem do komputera i wszedłem do sieci; Judy czekała już na mnie. Dla pewności znalazła tłumacza pochodzenia włoskiego, aby wspomóc mój angielski, którego nauczyłem się w szkole, i który pozostawiał wiele do życzenia. Natalie dołączyła nieco później i natychmiast poinformowała nas, że Nicola był "na linii"! Czułem się głupio, uczestnicząc w seansie spirytystycznym za pomocą komputera... później całkowicie zmieniłem zdanie: ta słodka osoba, jaką jest Natalie, zaczęła podawać zbyt wiele szczegółów na temat Nicoli, aby uważać, że zgaduje.
Powiedziała, że mój syn "przeszedł" z powodu śmiertelnej choroby, przez którą "zatrzymywał płyny" (nie oddawał moczu!), że jego ulubioną zabawką był Tony (Tomy Train, elektryczny pociąg dla dzieci), że bardzo kochał małego misia (to prawda), że pokazywał jej błękitna małpkę (którą podarował babci), oraz, że oczywiście widział nas i dom - na dowód tego poinformował nas, że zmieniliśmy tapetę w saloniku, w którym lubił się bawić!!! Ten ostatni szczegół sprawił, że razem z żoną wybuchliśmy płaczem: wszystko było prawdą. Jak mogliśmy myśleć, że Natalie wszystko sobie wymyśliła? A poza tym... Któryś z domowników, zanim rozpoczął się "reading", poczuł w domu zapach kwiatów, ale o tym nic nikomu nie powiedział. Dowiedziałem się o tym od Nicoli, za pośrednictwem Natalie, który powiedział w jakim pokoju miało miejsce to niezwykłe zjawisko. W późniejszym czasie miałem jeszcze inne liczne "readings" z Natalie i Sunni Welles (zawsze otrzymywałem odpowiedzi ZBYT SZCZEGÓŁOWE, ABY WĄTPIĆ. Dziś wierzę na 99,9999999% w życie po śmierci!).

D: Czy ostatnio miałeś inne sygnały od swego syna?

P: Do dziś czujemy zapachy, odbieramy przesłania pisane włosami na mydle, żarówki migają lub zapalają się same. Tak stało się właśnie wczoraj.
D: Wcześniej wspominałeś coś o trzęsieniu ziemi.

P: Tak. 10 września, po 24 godzinach ciągłych wstrząsów sejsmicznych, poczułem około północy silny zapach kwiatów. Przebywaliśmy wówczas w naszym domku na wsi, gdzie czuliśmy się bezpieczniej. Zapach ten wielce mnie nie zdziwił, jako że znajdowałem się w pobliżu krzaka hortensji, ale mój kuzyn Peppino, który zna się na roślinach, powiedział, że hortensje wogóle nie pachną. Cała noc minęła bez wstrząsów, więc może zapach ten był znakiem od Coco', aby upewnić nas, że trzęsienie ziemi dobiegło końca? Jestem o tym przekonany!D: Jakie wnioski z tego wyciągasz?

P: Teraz jestem pewien, że Coco' nie należy już do nas. Być może jest aniołem, jak tłumaczyła mi Sunni, i że to właśnie on wysyłał te zapachy, aby pomóc nam żyć dalej. Teraz wiem, że - poza wszelką wątpliwością - śmierć jest niczym innym, jak przejściem do innego wymiaru, gdzie wreszcie będziemy szczęśliwi, bo wolni od "ciężkiej" materii, z której zbudowany jest świat i nasze ciała, do świata pokoju, sprawiedliwości i miłości, gdzie nie będziemy płakać za niczym z naszej obecnej rzeczywistości. Nie powinniśmy przywiązywać się do obecnego wymiaru istnienia, ponieważ jest on jedynie bladym odbiciem prawdziwego życia, które nas czeka; życia, w którym czeka na nas Coco' razem z innymi dziećmi odchodzącymi codziennie z naszego świata, pozostawiając swych rodziców "okaleczonych", po "amputacji". Nie na długo, jednak... Tym "braciom w cierpieniu" chcę powiedzieć, że dzieci odchodzą wcześniej, aby otworzyć nam drogę; że przyszli na świat na tak krótko, jedynie po to, aby pomóc nam stawić czoła misji, jaką jest życie w świecie fizycznym. Każdy człowiek ma jedno życie, nawet najbardziej podły i zły; nie zawsze o tym pamiętamy i pogardzamy innymi ludźmi, oceniamy ich i potępiamy według tego, jakimi nam się wydają, a nie według roli, do jakiej wypełnienia są powołani. Bez istnienia zła nie dostrzeżeniemy dobra, jak bez ciemności nie docenilibyśmy istnienia światła.

W głębi serca każdego człowieka, dobrego czy złego, tli się mała boża iskra, ponieważ my wszyscy jesteśmy iskrami z jego Ognia. Zasada jest prosta w formie, ale trudna w praktyce - zostawił nam ją Jezus 2000 lat temu: Kochajcie się wzajemnie, jak ja was umiłowałem - z niej wynikają wszystkie inne.

Na zewnątrz jest jeszcze zimniej; zapadła noc i na to sympatyczne miasteczko wciśnięte między najwyższe szczyty Apeninów Kalabryjsko - Lukańskich pada gęsty śnieg. Jednak ciepła rozmowa z tym lekarzem, jakże różnym od innych znanych mi dotąd, nie pozwala mi drżeć z zimna. Idź do przodu swoją drogą, doktorze. Być może misja, jaką zawierzył ci twój syn polega na leczeniu dusz, nie tylko tych ludzi, którzy przychodzą do twojego gabinetu, ale również i tych, którzy będą czytać tę historię, lub których napotkasz na swojej drodze. źródło: www.ampupage.it

niedziela, 17 sierpnia 2008

Demoniczna lalka Annabelle

Annabelle.
Przedstawiamy przerażającą historię szmacianej lalki zwanej Annabelle. Rzecz miała miejsce w latach siedemdziesiątych i zajmuje szczególne miejsce w historii działalności Eda i Lorraine Warrenów. To jedna z ich najbardziej interesujących spraw. Zgłosił ją ksiądz episkopalny. Grobowym tonem opowiedział im o dwóch pielęgniarkach, które twierdziły, że nawiązały kontakt z duchem człowieka. Jeden z przyjaciół dziewcząt został zaatakowany fizycznie. Ponieważ tajemnicze siły były wciąż aktywne, Ed przyjął zlecenie. Wówczas duchowny udostępnił mu numer telefoniczny dziewcząt. Ed natychmiast zadzwonił na wskazany numer. W rozmowie z jedną z dziewczyn zweryfikował istnienie problemu, po czym zapewnił, że razem z Lorraine pojadą do nich. Gdy para demonologów dotarła na miejsce, natychmiast rozpoczęła śledztwo.-Ok dziewczyny, chciałbym usłyszeć całą historię. Która z Was mi ją opowie? - zapytał Ed.-Ja mogę - odpowiedziała Donna.-W porządku. Lou, Angie, dodawajcie wszystkie szczegóły, które ona pominie - polecił Ed.-Istnieją dwie historie - zaczęła Donna. - Jedna, związana z Lou, która miała miejsce przed tygodniem, druga dotyczy Annabelle. Chociaż moim zdaniem obie historie wiążą się z Annabelle. -Kto to jest Annabelle? - zapytał Ed.-Należy do Donny. Rusza się, zachowuje jak żywa, ale nie sądzę, aby żyła. Znajduje się w pokoju mieszkalnym - odpowiedziała Angie, wskazując przez stół. - Siedzi na sofie.Lorraine spojrzała w lewo, do pokoju mieszkalnego.-Mówisz o lalce? - zapytała.-Tak - odparła Angie.- O dużej, szmacianej lalce, Ann. Ona się rusza!Ed wszedł do pokoju, aby obejrzeć lalkę. Była wielka i ciężka; duża jak czteroletnie dziecko. Siedziała na sofie, z której zwisały jej nogi. Czarne pozbawione źrenic oczy gapiły się na niego, a wymalowany na buzi uśmiech nadawał jej wyraz ponurej ironii. Ed popatrzył przez chwilę, niczego nie dotykając, po czym wrócił do kuchni.-Skąd macie tę lalkę? - zapytał Donnę.-To prezent - odpowiedziała. - Mama podarowała mi ją na moje ostatnie urodziny.-Czy była jakaś konkretna przyczyna, dla której kupiła ci tę lalkę?-Nie. To był raczej kolejna rzecz do ozdoby - wyjaśniła młoda pielęgniarka.-Rozumiem. Kiedy zaczęłaś dostrzegać, że dzieje się z nią coś dziwnego?-Około roku temu. Lalka zaczęła sama poruszać się po pokoju. Nie chodzi mi o to, że sama wstawała z sofy i chodziła sobie po domu. Nic z tych rzeczy. Po prostu, kiedy wracamy do domu nigdy nie mogę być pewna, gdzie ją znajdę.-Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat? - poprosił Ed.-Od kiedy dostałam tę lalkę na urodziny, każdego ranka ścieliłam łóżko i kładłam ją na nim w takiej pozycji jak teraz: ramiona lalki opuszczone wzdłuż tułowia, nogi spuszczone z łóżka. Jednak, kiedy nocą wracałam do domu, kończyny lalki znajdowały się w innych pozycjach. Na przykład nogi były skrzyżowane w kostkach, a ręce złożone na kolanach. Po tygodniu wzbudziło to nasze podejrzenia. Aby sprawdzić, czy lalka rzeczywiście się porusza, rankiem specjalnie krzyżowałam jej kończyny. Jestem pewna, że każdej nocy, kiedy wracałam do domu, jej ramiona i nogi nie były skrzyżowane, a ona siedziała w dwunastu różnych pozycjach. -To jeszcze nie wszystko - dodała Angie. - Lalka sama przemieszczała się do innego pokoju. Pewnej nocy, gdy wróciliśmy do domu, lalka Annabelle znajdowała się na krześle, na przeciwko drzwi. Ona klęczała! Niezwykłe jest to, że gdy same chciałyśmy tak ją ustawić, aby klęczała, lalka przewracała się - ona nie była w stanie klęczeć. Innymi razy znalazłyśmy ją siedzącą na sofie, mimo, że kiedy rankiem wychodziłyśmy z domu znajdowała się w pokoju Donny, za zamkniętymi drzwiami!-Coś jeszcze? - zapytała Lorraine. -Tak - odparła Donna. - Lalka zostawia nam krótkie notatki i przesłania. Wyglądają, jakby były napisane ręką małego dziecka. -Jaka jest ich treść? - zapytał Ed.-Nie ma ona dla nas żadnego sensu - odparła Donna.- Coś takiego, jak POMÓŻ US, czy POMÓŻ LOU, mimo, że Lou nie znajdował się w żadnym niebezpieczeństwie. Nie wiemy kim jest Us. Ciekawe jest też to, że notatki pisane były ołówkiem, którego bezskutecznie szukaliśmy po całym domu. Poza tym pisała ona na pergaminie. Przewróciłam mieszkanie do góry nogami, ale nie znalazłam ani kawałka pergaminu.-Wygląda na to, ze ktoś ma klucze do waszego mieszkania i robi wam głupie żarty - oświadczył stanowczo Ed.-Tak właśnie myślałyśmy - odpowiedziała Donna. - Dlatego zostawiałyśmy znaki na oknach i drzwiach, oraz tak układałyśmy dywan, że gdyby ktoś wszedł do mieszkania pod naszą nieobecność, zostawiłby ślady, które byśmy dostrzegły. Nic jednak nie wskazywało na obecność intruza w domu. -Kiedy lalka poruszała się po mieszkaniu, a my podejrzewałyśmy działanie włamywaczy, pewnego razu wydarzyło się coś dziwnego - dodała Angie. - Annabelle jak zwykle siedziała na łóżku Donny. Kiedy nocą wróciłyśmy do domu, dostrzegłyśmy krew na jej rękach i kilka kropel na piersi!-Boże, jak my się wówczas przeraziłyśmy - wyznała szczerze Donna.-Czy w mieszkaniu miały miejsce jakieś inne zjawiska? - zapytał Ed.-Pewnego razu, w okresie bliskim świętom Bożego Narodzenia, znalazłyśmy na stereo czekoladowy bucik, którego nikt z nas nie kupił. Prawdopodobnie należał do Annabelle.-Kiedy doszłyście do wniosku, że z lalką związany jest jakiś duch? - zapytała Lorraine.-Wiedziałyśmy, że dzieje się coś niezwykłego - odparła Donna. - Lalka sama zmieniała miejsce, siedziała w różnych pozycjach – obie to widziałyśmy i chciałyśmy wiedzieć dlaczego to robi. Czy było jakieś rozsądne wytłumaczenie dla tego fenomenu. Dlatego razem z Angie skontaktowałyśmy się z kobietą, która była medium. To było około miesiąc, czy sześć tygodni od rozpoczęcia się tych dziwnych wydarzeń. Dowiedziałyśmy się, że w tym domu zmarła mała dziewczynka. Miała siedem lat i nazywała się Annabelle Higgins. Jej duch oznajmił, że bawiła się na placu, dużo wcześniej, zanim powstał na nim ten apartament. To były dla niej szczęśliwe czasy, jak nam powiedziała. Ponieważ wszyscy są tu dorośli i całkowicie skupieni na pracy, nie mogła skontaktować się z nikim innym oprócz nas. Annabelle czuła, że będziemy w stanie ją zrozumieć i dlatego poruszała szmacianą lalką. Jedyne czego pragnęła to bycie kochaną, więc zapytała, czy może zostać z nami, zamieszkując w lalce. Co miałyśmy zrobić - powiedziałyśmy "tak". -Zaczekaj chwilę - przerwał jej Ed. - Co masz na myśli, mówiąc, że chciała zamieszkać w lalce? To znaczy, że chciała ją opętać? -To właśnie mam na myśli - odrzekła Donna. – Wydawało nam się to całkiem nieszkodliwe. Wiesz, jesteśmy pielęgniarkami i mamy do czynienia z cierpieniem, żywimy współczucie... W każdym razie od tamtego czasu lalkę nazywamy Annabelle.-Czy od kiedy dowiedziałyście się, że prawdopodobnie lalka jest zamieszkała przez ducha małej dziewczynki, postępowałyście z nią inaczej?-Raczej nie - odparła Donna. - Tyle, że to już nie była lalka. To była Annabelle. Nie możemy o tym zapominać. -W porządku. Cofnijmy się na chwilę, zanim pójdziemy dalej - polecił Ed. - Na początku dostałaś lalkę na urodziny. Po jakimś czasie lalka zaczęła się poruszać - lub przynajmniej zmieniać miejsce pobytu, co zauważyłyście. Zaciekawiło was to, więc postanowiłyście wziąć udział w seansie, podczas którego przyszedł duch, który powiedział, że nazywa się Annabelle Higgins. Ta rzekoma mała dziewczynka miała siedem lat i zapytała, czy nie mogłaby zamieszkać z wami, opętując lalkę. Wy zgodziłyście się, kierowani litością. Potem nazwałyście lalkę Annabelle. Tak?-Tak - odpowiedziały zgodnie Donna i Angie.-Czy kiedykolwiek widziałyście ducha lub małą dziewczynkę w tym apartamencie? - zapytał Ed.-Nie - odpowiedziały. -Powiedziałyście, że kiedyś pojawiła się tu czekolada - przypomniał Ed. - Czy wydarzyło się coś jeszcze, czego nie potraficie wytłumaczyć? -Pewnego razu statua przeleciała przez pokój - oświadczyła Donna. - Potem uniosła się w górę i runęła na podłogę. Nikt z nas nie znajdował się w pobliżu statuy, która stała w zupełnie innej części pomieszczenia. To wydarzenie ogromnie nas przeraziło. -Pozwól, że o coś cię zapytam - powiedział Ed. - Nie wydaje ci się, że może nie powinnaś tak wiele przypisywać lalce?-To nie była lalka - poprawiła go Donna. - To był duch Annabelle, którego przygarnęliśmy.-To prawda - poparła ją Angie.-Czy wcześniej słyszeliście coś o Annabelle? - zapytał Ed.-Skąd miałybyśmy wiedzieć - odparła Donna. - Chociaż patrząc na całą tę sprawę z dzisiejszej perspektywy, być może źle zrobiłyśmy, dając lalce tak dużo wiary. Jednak widziałyśmy w niej tylko nieszkodliwą maskotkę. Nigdy nikogo nie skrzywdziła - przynajmniej do niedawna.-Czy nadal uważasz, że lalką porusza duch małej dziewczynki? - zapytała Lorraine.-A cóż by innego? - odparła Angie.-To jest cholerna lalka voodoo - rzekł ze złością Lou. - Już dawno im to powiedziałem. Lalka tylko je wykorzystuje.-Ok, Lou, myślę, że nadeszła chwila, abyś opowiedział swoją część tej historii. -Opowiedz im o snach - poprosiła go Angie.-Cóż. Lalka sprawia, że mam koszmary, które się powtarzają, szczególnie jeden. Ale to, co mi się przytrafiło, to nie był zwykły sen, bo w jakiś niepojęty sposób widziałem, co mi się przytrafia. Ostatnim razem miało to miejsce, gdy usnąłem w domu, to był naprawdę głęboki sen. Zobaczyłem jak się budzę. Wydało mi się, że coś jest nie tak. Rozejrzałem się po pokoju: wszystko było na swoim miejscu. Kiedy jednak spojrzałem w dół, na swoje stopy, zobaczyłem szmacianą lalkę Annabelle, która powoli wspinała się po moim ciele. Lalka przesunęła się po mojej klatce piersiowej i zatrzymała się. Potem wyciągnęła ręce i chwyciła mnie za szyję. Wówczas zobaczyłem, że jestem duszony. Czułem się, jakbym był przygniatany przez ścianę, bo lalka nie dała się usunąć. Byłem autentycznie zabijany i nie mogłem sobie pomóc, choćbym nie wiem jak się starał.-Ksiądz, z którym rozmawiałem powiedział, że zostałeś zaatakowany - powiedział Ed.-Nie wówczas - oświadczył stanowczo Lou. - Atak zdarzył się w tym apartamencie, kiedy byliśmy sami z Angie. Było między dziesiątą a jedenastą w nocy. Studiowaliśmy mapę, bo następnego dnia wybierałem się na wycieczkę. Mieszkanie było pogrążone w ciszy. Nagle oboje usłyszeliśmy hałas dobiegający z pokoju Donny. Pomyśleliśmy, że to ktoś włamał się do mieszkania. Cicho wstałem i podszedłem do drzwi sypialni, które były zamknięte. Poczekałem aż hałasy ustaną, po czym ostrożnie otworzyłem drzwi i zapaliłem światło. W środku nie było nikogo! Lalka Annabelle leżała na podłodze, w kącie pokoju. Wszedłem tam sam i ruszyłem w kierunku lalki, aby sprawdzić, czy nie stało się coś dziwnego. Kiedy zbliżyłem się do niej, odniosłem wrażenie, że ktoś za mną stoi. Odwróciłem się nagle i ...-O tej części historii Lou nie chce mówić - powiedziała Angie. - Kiedy Lou kręcił się po domu, nie było w nim nikogo poza nami. Nagle krzyknął i złapał się za pierś. Kiedy do niego podbiegłam był zgięty, miał rany cięte i krwawił. Cała jego koszulka była we krwi. Lou trząsł się i był przerażony, więc wróciliśmy do salonu. Tam zdjął koszulkę i na jego klatce piersiowej zobaczyliśmy coś, co przypominało ślady pazurów.-Mógłbym to zobaczyć? - poprosił Ed.-Znikło - odpowiedział młody mężczyzna.-Ja również widziałam rany na jego klatce piersiowej - wsparła ich Donna.-Ile ich było? - zapytał Ed.-Siedem - odpowiedziała Angie. - Trzy pionowe i cztery poziome. -Co odczuwałeś w związku z ranami?-Wszystkie cięcia były gorące, jakby zostały wypalone - wyjaśnił Lou.-Czy wcześniej miałeś już jakieś rany w tym samym obszarze ciała? -pytał Ed.-Nie.-Czy straciłeś świadomość przed lub po ataku?-Nie.-Jak długo rany się goiły? - zapytała Lorraine.-Zagoiły się niemal natychmiast - odparł Lou. - Już następnego dnia w połowie znikły, a dzień później nie było po nich śladu. -Czy coś się wydarzyło od tamtego czasu? - spytała Lorraine.-Nie - padła odpowiedź.-Z kim skontaktowaliście się w pierwszej kolejności, po tym wydarzeniu? -Ja skontaktowałam się z księdzem episkopalnym, który nazywa się ojciec Hegan - odparła Donna.-Dlaczego z nim zamiast z lekarzem? - zapytała Lorraine.-Czy uważasz, że ktoś z ulicy uwierzyłby skąd wzięły się ślady pazurów na piersi Lou? - zapytała retorycznie Donna. - Poza tym, uznaliśmy zgodnie, że rany nie były nawet w połowie tak ważne, jak to skąd się wzięły. Chcieliśmy wiedzieć, czy to może się powtórzyć. Mieliśmy problem z tym, kogo zapytać.-Czy istnieje jakiś konkretny powód, dla którego zapytaliście właśnie ojca Hegana? - pytała Lorraine.-Tak, ufamy mu - odpowiedziała Donna. - Ojciec Hegan uczy niedaleko w college'u. Poza tym, znamy go z Angie.-Co mu opowiedzieliście? - zapytał Ed. -Całą historię Annabelle; jak się porusza, no i dokładnie opowiedzieliśmy o ranach Lou - wyjaśniła Donna. - Początkowo baliśmy się, że nam nie uwierzy, ale nie było z tym problemu, bo uwierzył nam od razu. Powiedział, że nie słyszał, aby takie rzeczy działy się w dzisiejszych czasach. Zapytałam go, co o tym wszystkim myśli. Odpowiedział, że nie che spekulować, ale sądzi, iż może to być ważna sprawa duchowa i że skontaktuje się z kimś stojącym wyżej od niego w hierarchii Kościoła, z ojcem Cooke. -Właśnie tak zrobił - odparł Ed i zapytał; - Czy imię Annabelle lub Annabelle Higgins coś wam mówiło przed tym wydarzeniem?-Nie - odpowiedzieli zgodnie. -Chociaż niczego nigdy nie widzieliśmy, Lou powiedział, że czuł w pokoju jakąś obecność, zanim został zraniony... coś w tym musi być - oświadczyła stanowczo Angie. - Nie możemy dłużej tu zostać. Zdecydowaliśmy, że wynajmiemy nowe mieszkanie. Musimy stąd odejść!-Obawiam się, że wiele to nie pomoże - odparł sucho Ed. -Co masz na myśli? - zapytała zdumiona Donna.-Mówiąc krótko: nieumyślnie sprowadziliście ducha do tego apartamentu i waszego życia. Nie jesteście w stanie łatwo wybrnąć z tej sytuacji.
Po dłuższej chwili Ed powiedział: - Pomożemy wam. Zaczniemy od teraz. Po pierwsze musimy zadzwonić do ojca Cooke'a i sprowadzić go tutaj. Ed nie uważał, że będzie z tym problemu, gdyż ksiądz episkopalny czekał na telefon. - Dobrze - kontynuował Ed - kiedy przybędzie ojciec Cooke, dokona błogosławieństwa, co jest wstępem do... egzorcyzmu.
-Wiedziałem! - wykrzyknął Lou. - Wiedziałem, że się tak skończy.
-Domyślam się, że wiedziałeś - potwierdził Ed - ale wątpię, aby ktokolwiek z was wiedział dlaczego. Przede wszystkim to nie jest Annabelle. To nigdy nie była Annabelle. Zostaliście oszukani. W każdym bądź razie mamy do czynienia z duchem. Teleportacja lalki pod waszą nieobecność, pojawianie się informacji napisanych na pergaminie, pojawienie się trzech symbolicznych kropel krwi, oraz gesty lalki układają się w całość. Za nimi stoi intencja, a więc inteligencja. Ale zwykłe ludzkie duchy nie mogą wywołać zjawisk o takiej naturze oraz intensywności. Nie posiadają takiej mocy. Mamy tu do czynienia z czymś nieludzkim, demonicznym. Zwykle ludzie nie są dręczeni przez demony, chyba, że zrobią coś, by zaprosić je do ich życia. Waszym pierwszym błędem było bezkrytyczne zainteresowanie zachowaniem Annabelle - właśnie dlatego duch porusza lalką, aby zwrócić na siebie uwagę. Gdy już ją ma, zaczyna was wykorzystywać, wywołując w was strach, a nawet raniąc was. Demony cieszą się zadanym bólem, są złe. Waszym drugim błędem było skorzystanie z usług medium. Demon jakoś zdobył możliwość ingerowania w wasze życie. Niestety z własnej woli mu na to pozwoliliście.
-Zatem lalka jest opętana? - zapytała Donna.
-Nie, lalka nie jest opętana. Duchy nie opętują rzeczy, lecz ludzi - poinformował ją Ed. - Duchy poruszają lalką, przez co wydaje się, że ona żyje. Natomiast to, co stało się Lou, musiało wcześniej czy później się wydarzyć. Wam wszystkim groziło opętanie przez złe duchy - to jest fakt. Lou nie uwierzył w tę farsę z lalką i stanowił dla demona zagrożenie. Doszło więc do ostatecznej rozgrywki. Jeszcze tydzień, czy dwa i moglibyście zostać zabici.
-W sprawę zaangażowany jest tylko jeden byt, ale jego zachowanie jest całkowicie nieprzewidywalne - dodała Lorraine.
Gdy przybył ojciec Cooke, wywiad w kuchni zakończył się. Ed nie mógł się doczekać, kiedy dom zostanie poświęcony, lalka zabrana, a oni wrócą do domu. Gdy wstępne nabożeństwo dobiegło końca, Ed powiedział księdzu, że jego zdaniem duch odpowiedzialny za złośliwą działalność był nieludzki, znajdował się nadal w mieszkaniu, oraz że jedynym sposobem na jego usunięcie jest posłużenie się mocą słów umieszczonych w rytuale egzorcyzmów.
-Nie jestem obeznany z demonologią - przyznał ojciec Cooke. - Skąd wiesz jaki duch stoi za tą sprawą?
-Cóż, w tym przypadku ustalenie tego nie było trudne - wyjaśnił Ed. - Te duchy działają w określony sposób. W tym przypadku mamy do czynienia z etapem zjawiska zwanym infestacją. Duch - tutaj demon - zaczął przemieszczać lalkę po mieszkaniu, posługując się teleportacją, albo w inny sposób. Gdy już wzbudził zainteresowanie dziewcząt - co było celem jego działania - te popełniły możliwy do przewidzenia błąd, zapraszając do domu medium, która posunęła sprawy dalej. Powiedziała in ona - będąc w transie - że lalką porusza mała dziewczynka o imieniu Annabelle. Komunikując z nimi poprzez medium, demon wykorzystał ich wrażliwość i uzyskał pozwolenie pozostania, co było jego celem. Jako, że demon jest złym duchem, zaczął wywoływać ewidentnie złe zjawiska; wzbudzał lęk, poprzez "magiczne" ruchy lalki, pojawianie się odręcznie napisanych, niepokojących notatek, pozostawił ślady krwi na lalce, a ostatnio zaatakował młodego człowieka, Lou, pozostawiając na jego klatce piersiowej krwawe ślady pazurów. Poza tym Lorraine wyczuła, że nieludzki duch jest w tutaj w tej chwili. Lorraine jest doskonałym jasnowidzem i nigdy się nie myli, jeśli chodzi o naturę danego ducha. W każdym razie, jeśli chcesz pójść dalej, możemy w tej chwili dokonać religijnej prowokacji tego bytu.

Tym razem recytacja egzorcyzmu - błogosławieństwa zajęła księdzu około pięciu minut. episkopalne błogosławieństwo domu to rozwlekły siedmiu stronicowy dokument o wyraźnie pozytywnej naturze. Zamiast bezpośrednio wyrzucić z domu złego ducha, nacisk położony jest na wypełnienie mieszkania pozytywną, bożą energia. Recytacja przebiegła bez problemów i z powodzeniem. Kiedy skończył czytanie, ksiądz pobłogosławił indywidualnie każdego z obecnych, po czym oświadczył, że wszystko poszło dobrze. Lorraine potwierdziła, że apartament i ludzie byli wolni od obecności demonicznej. Praca Eda i Lorraine dobiegła końca i wrócili do domu. Na prośbę Donny, a także aby uchronić mieszkanie przed ewentualnym nawrotem niepożądanych zjawisk, Warrenowie zabrali wielką, szmacianą lalkę ze sobą. Ed umieścił ją na tylnym siedzeniu samochodu i zdecydował, że nie pojadą drogą międzystanową, na wypadek, gdyby demon nie opuścił lalki. Jak się okazało, jego podejrzenia były słuszne. Niemal natychmiast Ed i Lorraine poczuli skierowaną przeciw nim falę nienawiści. Na każdym niebezpiecznym zakręcie drogi ich nowy samochód gasł, przez co nie pracował układ kierowniczy i hamulce. Nieustannie groziło im zderzenie z innymi pojazdami. Oczywiście, mogli z łatwością wyrzucić lalkę do lasu, ale nawet jeśli nie teleportowałaby się z powrotem do mieszkania dziewcząt, to istniała możliwość, że stanowiłaby ona zagrożenie dla kogoś, kto mógłby przypadkiem ją znaleźć. Gdy po raz trzeci samochód zatrzymał się na środku drogi, Ed sięgnął do swojej czarnej torby, wyjął fiolkę z święconą wodą, po czym spryskał lalkę, czyniąc nad nią znak krzyża. Natychmiast samochód znów stał się sprawny, dzięki czemu Warrenowie bezpiecznie dojechali do domu. Przez następne kilka dni, Ed trzymał lalkę na krześle przy swoim biurku. Annabelle kilka razy lewitowała, potem leżała w bezruchu. Jednak w następnych tygodniach pojawiała się w różnych pomieszczeniach domu. Kiedy Warrenowie wychodzili z domu, zamykali lalkę w biurze; gdy wracali, zastawali ją na piętrze, siedzącą wygodnie na fotelu Eda. Czasami zdarzało się, że Annabelle pojawiała się w towarzystwie "przyjaciela", czarnego kota, który materializował się u jej boku. Pewnego razu kot kręcił się po podłodze, interesując się szczególnie książkami i innymi przedmiotami w biurze Eda. Potem wrócił na swoje miejsce przy boku lalki i zdematerializował się od głowy w dół.
Okazało się również, że Annabelle wyraźnie nienawidzi księży. W trakcie śledztwa związanego z tym przypadkiem, konieczne okazały się konsultacje Warrenów z księżmi kościoła episkopalnego związanymi z wydarzeniami, które miały miejsce w mieszkaniu pielęgniarek. Gdy pewnego wieczoru Lorraine wróciła sama do domu, przeraził ją straszliwy ryk, rozbrzmiewający w całym budynku. później, kiedy odsłuchiwała nagrań na sekretarce telefonicznej, odnalazła w niej dwie informacje od ojca Hagena. Między jego połączeniami usłyszała niezwykły ryk, jaki wcześniej przywitał ją w domu. Innego razu, katolicki egzorcysta, ojciec Jason Branford, który pracował z Edem, zapytał o znajdujący się w jego biurze nowy nabytek - Annabelle. Ed opowiedział mu historię lalki. Po wysłuchaniu opowieści Eda, ksiądz podniósł ją i powiedział: - Jesteś tylko szmacianą lalką, Annabelle. Nikogo nie możesz skrzywdzić. Potem posadził ją z powrotem na krzesło.
-Lepiej tego więcej nie powtarzaj - ostrzegł go Ed ze śmiechem.
Kiedy godzinie później ksiądz zatrzymał się na chwilę, by pożegnać się z Lorraine, ta poprosiła, aby był szczególnie ostrożny w prowadzeniu auta i nalegała, by natychmiast do niej zadzwonił, jak wróci na probostwo.
-Widziałam tragedię tego młodego księdza - mówi Lorraine - ale musiał on podążać własną drogą.
Kilka godzin później zadzwonił telefon. - Lorraine - to był ojciec Jason - dlaczego powiedziałaś, bym jechał ostrożnie?
-Ponieważ poczułam, że stracisz panowanie nad samochodem i będziesz miał wypadek.
-Cóż, miałaś rację. Zawiódł system hamulcowy. Niemal zginąłem w wypadku samochodowym. Mój samochód jest zniszczony.
Jeszcze tego samego roku, podczas dużego spotkania towarzyskiego w domu Warrenów, Lorraine i ojciec Jason wyszli do innego pomieszczenia na prywatną rozmowę. Dziwnym trafem Annabelle przemieściła się do tego pokoju dzień wcześniej. Konwersując z Lorraine, ksiądz dostrzegł na dekoracji ozdabiającej ścianę jakiś ruch. Nagle znajdujący się nad nim naszyjnik z długich na dwadzieścia cali kłów dzika eksplodował z wielką siłą. Słysząc ogłuszający hałas, goście wbiegli do pokoju, w którym doszło do niezwykłego fenomenu. Jeden z nich miał ze sobą aparat fotograficzny. Po wywołaniu, zdjęcie okazało się być normalne, za wyjątkiem tego, że nad lalką znajdowały się dwa źródła ostrego światła skierowane na ojca Jasona Branforda.
-Innym razem - opowiada Ed - byłem w swoim biurze razem z detektywem policyjnym, z którym pracowałem nad sprawą dotyczącą czarów i związanym z nimi morderstwem, popełnionym w okolicy. Jako policjant widział wszelkiego rodzaju zbrodnie, poza tym nie należał do ludzi, którzy ulegali strachowi. Podczas, gdy rozmawialiśmy, Lorraine zawołała mnie na górę, gdyż miałem rozmowę międzymiastową. Powiedziałem detektywowi, że może swobodnie rozejrzeć się po biurze, ale powinien być ostrożny i niczego nie dotykać, ponieważ znajdowały się tam przedmioty związane z przywołaniami demonów. Cóż, nie minęło pięć minut, kiedy na górę wszedł detektyw blady jak ściana. Gdy zapytałem go, co się stało, odmówił odpowiedzi - wspomina Ed ze śmiechem. - Jedynie ciągle mamrotał: "Lalka, szmaciana lalka jest żywa". Oczywiście mówił o Annabelle. Ta mała lalka sprawiła, że uwierzył w prawdziwość moich słów. Rzeczywiście, kiedy o tym pomyślę, to od tamtego dnia wszystkie moje spotkania z detektywem odbywały się w jego biurze.
-Sprofanowane przedmioty takie jak Annabelle mają swoją aurę. Kiedy je dotykasz, twoja ludzka aura miesza się z ich aurą. Ta zmiana przyciąga duchy, niczym włączenie się alarmu przeciwpożarowego wzywa strażaków. Dlatego dla ochrony pokrapiam się wodą święconą, a następnie kropię nią szmacianą lalkę, czyniąc znak krzyża. Jak powiedziałem, w czasie swojej pracy, nigdy nie spotkałem ateisty w nawiedzonym domu. Ludziom trudno jest uwierzyć w istnienie czegoś, w co przyzwyczajeni byli nie wierzyć. Jednak brak wiedzy umożliwił złemu duchowi wkroczenie w życie trojga nieświadomych niczego młodych ludzi. Wielu twierdzi, że przekonanie o istnieniu duchów jest nieracjonalne i niczym nie uzasadnione. Mówią, że to tylko iluzja, halucynacja lub wręcz, że takie zjawiska w ogóle nie istnieją, co można wykazać naukowo. Jednak, czy to prawda?
Źródło: http://www.warrens.net/