czwartek, 31 lipca 2008

Czy duchy nas podglądają?



CZY ZMARLI PODGLĄDAJĄ NAS POD PRYSZNICEM?
Concetta Bertoldi, znane amerykańskie medium o sycylijskich korzeniach, odpowiada w wywiadzie na 20 najczęstszych, kłopotliwych i dziwnych pytań, które zadają jej klienci na temat tego, co dzieje się w zaświatach.

Uważam się za osobę duchową, co nie znaczy, że jestem doskonała. Mam wiele wad - na przykład nie układają mi się relacje z moją teściową - choć w sumie uważam się za dobrego człowieka.
Od kiedy jestem w kontakcie z publicznością, dzięki mojemu niezwykłemu talentowi, otrzymałam wiele pytań. Niektóre były poważne, inne głupie, jeszcze inne smutne lub okrutne. Zawsze cierpliwie odpowiadałam na wszystkie. książka ta jest próbą odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zadano mi w przeciągu wielu lat, również to ostatnie: "Kiedy napiszesz książkę?"
Jaka jest różnica między medium a jasnowidzami?

Medium jest również jasnowidzem, który niekoniecznie jest medium. Jasnowidze mogą przepowiadać, ale nie potrafią powiedzieć skąd lub od kogo otrzymali przekazywaną informację. Ja (oraz inne medium) mogę nie tylko powiedzieć ci co się dzieje i co się wydarzy, ale również kto przekazuje tę wiedzę z Tamtej Strony.

Kiedy zaczęłaś rozmawiać ze Zmarłymi?

Nie wiem dokładnie, ale z pewnością kiedy byłam dziewczynką. Była to nie tyle konwersacja, co raczej, świadomość posiadania pewnych informacji; wówczas niewiele z tego rozumiałam, ani nie potrafiłam wytłumaczyć sobie czym ta "wiedza" była.
Pewnego dnia wracałam do domu i "dowiedziałam się", że mój braciszek ma umrzeć we wczesnym wieku. Nie pamiętam dokładnych słów, które usłyszałam, mimo to zrozumiałam, co znaczyły i pamiętam ten epizod, jak by to było wczoraj. Zostałam również poinformowana, że w tym życiu nie będę miała dzieci, oraz że w poprzednim życiu byłam żoną mojego obecnego ojca, którego zawsze uwielbiałam. Na początku informacje te negatywnie wpływały na moje samopoczucie, ale - mimo, że nie podobało mi się poznawanie przyszłych, smutnych wydarzeń, które miały mieć miejsce w moim życiu - ostatecznie pomogły mi podejść do niego w innym świetle.

Co się z nami dzieje, kiedy umieramy?

Ludzie się boją. Być może słyszeli, że się cierpi; że kiedy wchodzimy w Światło wszystko zapominamy. Duchy powiedziały mi, że kiedy umieramy "wychodzimy" przez stopy lub przez czubek głowy. Często przytacza się istnienie "srebrnego sznura", który łączy nas z życiem na tym świecie, ale duchy nigdy nie mówiły mi o tym. Trudno dokładnie opisać, jak się "przechodzi": trochę przypomina to unoszenie się na powierzchni wody, trochę chodzenie lub fruwanie; być może to jest uleganie sile przyciągania Światła.
Ma się wrażenie oczekiwania, może po trosze odczuwa się lęk, ale zawsze przeważa radosne oczekiwanie. nic nie jest zapomniane; podczas gdy teraz pamiętamy jedynie niektóre wydarzenia z naszej przeszłości, tam pamiętamy wszystko, każdą chwilę i każdy szczegół naszego życia; to wszystko, co poznaliśmy, kochaliśmy, czy doświadczyliśmy na Ziemi.
Kiedy umieramy, kilka chwil przed wejściem w Światło, mamy uczucie posiadania wiedzy.
Potem następuje wizualizacja - swego rodzaju szybka retrospekcja - naszych poprzednich wcieleń i widzimy "efekt domina" wszystkich naszych czynów. Uświadamiamy sobie to wszystko, co zrobiliśmy innym, dobro i zło przez nas wyrządzone; widzimy i rozumiemy skutki wszystkich naszych czynów, oraz interakcji między nami i innymi; wreszcie poznajemy i rozumiemy jaki był sens naszego życia. Dla wielu niezbędny jest okres, w którym zdrowieją z chorób fizycznych i emocjonalnych. Szczególnie trudno jest przebaczyć sobie to, co zrobiliśmy za życia ziemskiego, a z czego nie jesteśmy dumni, gdyż skrzywdziliśmy bliźniego. W tym okresie otrzymujemy jak najwięcej pomocy, abyśmy szybko wyzdrowieli. Często odczuwamy ogromny smutek, gdy uznajemy sobie sprawę, ile rzeczy mogliśmy zrobić w inny sposób, ale jesteśmy zachęcani do wyzbycia się gniewu i poczucia winy. Istnieje również swego rodzaju uzdrowienie wymiaru fizycznego, chociaż nie ma tak naprawdę nic fizycznego do wyleczenia, gdyż jesteśmy w zaświatach bytami duchowymi. Często ci, którzy w chwili śmierci byli chorzy, lub stracili jakieś części swego ciała, mówili mi, że całkowicie wyzdrowieli. Np. ten, kto miał problemy z chodzeniem, w tamtym świecie może nawet tańczyć! Największym pięknem Światła jest to, że jest ono całkowitą harmonią.

Jak wyglądamy po śmierci?

Nikt nie ma już wyglądu fizycznego, jak go mamy na ziemi: po śmierci będziemy czystą energią. Kiedy prowadzę seans, duchy pokazują się mi w taki sposób, abym mogła je opisać ich bliskim. Szczerze mówiąc, nie wiem jak to robią.



Co będziemy robić w zaświatach?

Istnieje tyle wymiarów, że możemy jedynie mieć problem z wyborem tego, co chcielibyśmy spróbować. Wszystko, co kochaliśmy tam odnajdziemy. Czym innym mogłoby być niebo?
Jeśli tutaj podobało nam się, na przykład, grać w baseball, będziemy mogli spędzić większość naszego czasu na stadionie, oglądając lub uprawiając w nasz ulubiony sport, czy łowić ryby w przepięknym, błyszczącym jeziorze. Będziemy mogli do woli jeździć na nartach, albo - jeśli lubiliśmy słuchać muzyki - chodzić do wspaniałej sali koncertowej. Wszystkie te wymiary zostały stworzone przez Boga.


Czy zmarli podglądają nas, gdy bierzemy prysznic? czy wiedzą, co robimy w łóżku?

Naturalnie, że mogą. Widzą nas w łazience i w łóżku, ale jakie to ma znaczenie? Nie żyją, cóż mogliby nam powiedzieć?
Nie bójcie się, jednak. Należy pamiętać, że nie mają już ciała: pamiętają je, ale nie jest już dla nich ważne. Poza tym nie osądzają nas.
Nie myślą, ponadto, o seksie w optyce ludzkiej, więc nie jest on dla nich rozrywką; traktują go tak samo, jak inne naturalne czynności, dokładnie jak my, gdy widzimy dwa kopulujące zwierzęta.
Być może mogą się uśmiechnąć, co najwyżej śmiać z pewnych naszych zachowań, ale nie jest to wyrazem osądu.
Oczywiście nasi bliscy zmarli widzą nas pod prysznicem, albo jak się kochamy, ale nie jest do dla nich nic złego; co najwyżej są szczęśliwi, że doświadczamy miłości, czy przyjemności podczas nocnych igraszek.
Cieszą się z naszego szczęścia, ponieważ w zaświatach seks nie jest żadnym tabu nawet dla moich sycylijskich przodków!
To prawda, że widzą wszystkie nasze sekretne zachowania, których się wstydzimy, ale jeszcze raz powtarzam: w ich oczach są to zwykłe ludzkie zachowania, które nie zasługują na żaden osąd. Są z nami również na sali operacyjnej, w szkole, na naszej urodzinowej imprezie itd., ponieważ wszystkie wydarzenia naszego życia są dla nich źródłem przyjemności; natomiast cierpią z powodu naszych bólów i leków. Oczywiście nie możemy poprosić ich, by na nas nie patrzyli, gdyż - podobnie jak Bóg - wiedzą o nas wszystko i nawet zabawiają się, robiąc nam małe psikusy, jak niejaki Charlie w stosunku do mieszkańców swojego byłego domu, który miał zwyczaj dotykać ich, gdy brali prysznic.
Nie bójmy się, ale lubią oni lubią tego rodzaju żarty.


Czy zmarli pamiętają seks?

Oczywiście, że go pamiętają. Kilka lat temu, dwie starsze panie przyszły do mnie na konsultację. Były to stare koleżanki, w wieku między 70 a 80 lat, pragnące skontaktować się ze swymi zmarłymi mężami - również przyjaciółmi - którzy natychmiast nawiązali kontakt.
Obaj żartowali na temat "nocnych schadzek"; eufemizm ten nawiązywał do czasów, kiedy ze swoimi żonami udawali się do małych hotelików, aby uprawiać seks. Jeden mąż mówił o nocnych spotkaniach środowych, drugi o spotkaniach piątkowych. Jeden z nich wspomniał o restauracji, więc zapytałam jego żonę, czy nazwa tej restauracji coś jej przypomina. Odpowiedziała, że mieli z mężem zwyczaj spożywania kolacji właśnie w tym lokalu, prze udaniem się do hotelu. Drugi mąż przypomniał żonie, że kiedyś zostawiła w pokoju hotelowym siateczkę na włosy, którą pracownik hotelu wręczył jej w portierni.


Czy żałują, że nie mają swoich ciał?

mam wrażenie, że nie zmarli nie tracą całkowicie pamięci o swoich ciałach, choć wspominają je jako coś bardzo śmiesznego. Pamiętają jedzenie, seks, lecz okazują wielkie poczucie humoru, gdy wspominają swoje pragnienia i ziemskie przyjemności. Szczerze mówiąc, trudno jest czynić porównania, ponieważ w zaświatach nie jesteśmy mężczyznami, czy kobietami: stajemy się całkowicie aseksualni.
Wcielamy się w jedną lub drugą płeć, ponieważ musimy posiąść odpowiednią wiedzę, którą zachowuje nasz duch. trudno jest nie posiadać ciała, nie mieć żadnej płci, ponieważ na Ziemi jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do utożsamiania się z ciałem, w którym żyjemy.
Podczas moich seansów bardzo często słyszę od osób w depresji, że gdy umrą, nie będą chciały wrócić na Ziemie. Mówią zawsze: "chcę tam pozostać" lub "mam nadzieję, że to jest moje ostatnie wcielenie". Kiedy jednak już znajdą się w zaświatach, ktoś nas prowadzi, abyśmy jeszcze bardziej zbliżyli się do Boga, czego jednak musimy stać się godni.
W wymiarze duchowym nie ma niczego ważniejszego od bycia godnymi znalezienia się blisko Boga.
Po tej stronie pragniemy ożenić się, zabawić, wzbogacić się, być pięknymi, mieć sukces... W formie energetycznej nic z tych rzeczy nas nie interesuje; pragniemy tylko wrócić do Boga.


Czy w starych domach zamieszkują duchy?

To tylko mit; to nie prawda, przynajmniej nie w sposób, w jaki przedstawia się nam to w kinie i książkach horrorach. Wiem, że w niekiedy duchy pozostają w relacji z miejscami, które kochają, ale nie sądzę, aby miało to miejsce w większości przypadków. Mogą one udawać się do miejsc, które kochają, ale nie pozostają tam na długo.



Dlaczego zmarli mieliby "nawiedzać" jakieś szczególne miejsce?

Niekiedy duch ma do opowiedzenia jakąś historię.
Na przykład w miejscach historycznych, jak pole bitwy. Gettysburg jest jednym z miejsc najbardziej "nawiedzonym przez duchy", jednak nigdy tam nie byłem. Wiele duchów jest tam jeszcze. Za takimi przypadkami stoi historia życia nie w pełni przeżytego. Duchy te są "zablokowane", ponieważ nie mogą zrozumieć, że śmierć w młodym wieku jest elementem ich karmy i wierzą, że Bóg przerwał proces realizacji projektu ich życia.
Pomyśl, o sytuacji, kiedy nie możemy - mimo wszelkich wysiłków - dokończyć jakiejś czynności: czy nie czujemy się bardzo frustrowani? Gdyby wspomniane dusze zdecydowały się na przejście w zaświaty, dowiedzieliby się dlaczego żyli tak krótko, i zostaliby zachęceni do zaakceptowania miłości Boga. Jednak skoro nie podejmują takiej decyzji i nie poddają rewizji ich życia, nie mają wyboru: stają się zagubionymi duchami, zablokowanymi między dwoma światami. Nie dzieje się to zbyt często: gdyby tak było w przypadku każdego zabójstwa, wokół nas znajdowałaby się przeogromna ilość negatywnej i pełnej cierpienia energii. W Świetle nie ma miejsca dla niczego innego, jak przebaczenia i miłość, dlatego aby tam się dostać, ci biedacy muszą wybaczyć swym mordercom.
Czy żartem dusze te są zablokowane w swego rodzaju "otchłani"? Jak mogą się z niej wydostać?

O ile wiem, limbo jest stanem frustracji wywołanym niezdolnością zrozumienia czego się od nas oczekiwało, że zrobimy; gdzie się pomyliliśmy. Stąd duchy te nie mogą iść dalej, nie mogą osiągnąć kolejnego poziomu koniecznego dla ich rozwoju. Aby uciec z otchłani, duch musi z uwagą słuchać swego przewodnika, który może wytłumaczyć mu, dlaczego jego czyny nie były do końca słuszne.
(Słowa "dusza" i "otchłań" zostały niewłaściwie użyte przez prowadzącego wywiad dziennikarza - przypis red.).

Czy wszystkie miejsca zachowują wibracje ich mieszkańców?

Wszystko, co dotykamy w naszym życiu, magazynuje nasza energię.
przedmioty i miejsca stare mają jej oczywiście więcej: przez "stare" rozumiem te, w których ludzie żyli długo i gdzie miały miejsce wydarzenia o wielkiej intensywności emocjonalnej. Radość, bojaźń, smutek, przerażenie... Łatwo można wyczuć różnicę między energią domu wiekowego i nowego. Ten ostatni nie ma "osadu emocjonalnego"; dużo mniej w nim energii od zbudowanego przed laty budynku, który ma jakąś historię. Również stare przedmioty: ubrania, buty itd., szczególnie te, które były często używane, mają taką energię.


Czy znali mogą ze sobą rozmawiać?

Oczywiście, że tak, chociaż nie tak jak my, gdyż w zaświatach język jest nieistotny. Porozumiewają się myślami, telepatycznie. Myśl jest uniwersalna; jeśli myślimy "jestem głodny", myśl jest taka sama bez względu na język, którym się posługujemy. To tak, jakby rozmawiali w swego rodzaju chat-roomie.

Czy wszyscy zmarli znają się między sobą, nawet jeśli nigdy nie spotkali się na Ziemi?

Tak. Trzeba mieć na uwadze, że w zaświatach możemy mieć dziadków, czy innych przodków, których nigdy nie spotkaliśmy na Ziemi, ponieważ umarli przed naszymi narodzinami; dlatego spotkamy się z nimi po tamtej stronie. Są również i tacy, którzy nigdy nas nie poznali, których jednak rozpoznamy instynktownie (ponieważ mają takie same zainteresowania, jak my - przypis red.), w towarzystwie których dobrze się będziemy czuć, komunikując jak z każdym innym człowiekiem, tyle, że na sposób duchowy.

Czy posiadają jeszcze pięć zmysłów?

Nie. Pięć zmysłów należy do ciała, podczas gdy w zaświatach należymy do królestwa ducha. Zmarli nie mogą niczego powąchać, ani posmakować, skoro jednak niczego nie jedzą, nie jest to wielka strata. Nie mogą czuć dotyku, chociaż mogą dotykać ludzi znajdujących się w doczesnym wymiarze egzystencji. Nie jest to dotyk fizyczny, jak np. palcem, ale czysta energia, dlatego czujemy małe wyładowanie elektryczne, nie tak duże, aby zadać ból, ale wystarczające by je poczuć.

Jak się przemieszczają?

Momentalnie, niczym w podróży w czasie. Z szybkością myśli. Po prostu myślą o jakimś miejscu i tam się właśnie znajdują. To taki rodzaj autostrady mentalnej.


W co są ubrani?

W nic. To tak, jak ubierać niewidzialnego człowieka. Nie możesz tego zrobić. Czasami pojawiają się w specyficznych ubraniach, ale tylko po to, aby mogli zostać rozpoznani, przez osoby, które się ze mnie konsultują. Na przykład, jeśli wykonywali jakiś specyficzny rodzaj pracy, jak zawodowy żołnierz, to wówczas pojawiają się w mundurach, choć raczej słyszę ich, a nie widzę rzeczywiście ubranych. Są bowiem formą energii; są jak cienie, a cieniom nie podoba się ubierać u Prady czy Vuittona.

Widzisz ich w kolorach, czy na czarno - biało?

Nie ma żadnych kolorów, chyba, że w rzadkich przypadkach, kiedy chcą dać mi wskazówkę dotyczącą ich tożsamości. Raczej widzę ich jak mgłę.


Czy mają emocje?

Mogą powiedzieć nam, co w danej chwili czujemy; czują pełną radość i całkowite wybaczenie. Nie ma miejsca dla gniewu, smutku, czy lęku przed zaświatami.
Stan ten mogę porównać do sytuacji, gdy wydarzy się coś nieprzewidzianego i jesteśmy tak szczęśliwi, że zapominamy o wszystkim, co nas trapiło. Nawet teściowa nie może wyprowadzić nas z równowagi, ani szef rozgniewać. Dla przykrości i gniewu nie ma miejsca, dlatego wolą wyrażać się z radością, miłością i przebaczeniem... nawet jeśli przychodzi twoja teściowa!

poniedziałek, 28 lipca 2008

Nieświadomi Umarli




Nieświadomi umarli

Bruce Willis, w filmie z przed kilku lat, "Szósty zmysł", nie wiedział, że jest martwy.
Prawdopodobnie większość ludzi zakłada, że jest to tylko filmowa fikcja. Rzeczywiście, mój kolega zapytała mnie - śmiejąc się - jak to możliwe, że jakiś człowiek (lub dusza) nie wie, że odeszła z tego świata. Jako, że mój kolega nie wierzy w trwanie świadomości po śmierci, zapytałem go, czy jest w stanie z całą pewnością stwierdzić, czy jest martwy, czy też żywy, kiedy nocą śni. To proste pytanie starło uśmiech z jego ust!
Niezliczona ilość komunikatów, które docierają do nas z innej rzeczywistości, pozwala założyć, że wiele dusz potrzebuje czasu, aby zrozumieć, że zakończyły życie materialne. Zdaje się bowiem, że swego rodzaju "głęboki sen", czy też stan śnienia, uprzedza świadomość, że dany człowiek rzeczywiście zakończył życie fizyczne. Allan Kardec, francuski pionier badań paranormalnych, który żył w XIX wieku, twierdzi w swoich książkach:

"Okres trwania stanu zaburzenia umysłowego, który następuje po śmierci, jest bardzo zróżnicowany. Może on trwać jedynie kilka godzin, wiele miesięcy, a nawet latami. Jest krótszy dla tych, którzy w ciągu swojego ziemskiego życia dużo myśleli o ich życiu po śmierci, ponieważ są w stanie zrozumieć bardzo szybko ich nową sytuację"
Bardzo podobne informacje pochodzą z dużego zbioru pism medium Alice Bailey i jej nauczyciela, tybetańskiego mistrza, Dwala Khula. "W przypadku osoby niedorozwiniętej duchowo, ciało eteryczne może pozostać przez długi czas w pobliżu jego rozkładającej się skorupy, ponieważ siła przyciągania duszy jest mniej potężna od zewu materii.

W przypadku, kiedy człowiek jest duchowo rozwinięty i mentalnie odrywa się od wymiaru fizycznego, rozkład ciała witalnego może nastąpić błyskawicznie."
Edgar Cayce tłumaczył: ".... wielu mówi, że pozostali w stanie, który wy nazywacie śmiercią, przez okres, który na Ziemi liczylibyście w latach, nie zdając sobie sprawy, że są martwi".
Crayce dodał, że :"osoba, która stopniowo, uświadamia sobie to rozbudzenie, jest uzależniona od natężenia jego pragnień fizycznych".
Silver Birch, (Betulla D'Argento), byt, który przemawiał poprzez medium Maurice Barbanell, powiedział to samo:

"Rozbudzenie to zależy od poziomu świadomości, jaką posiada nowo przybyły. Jeśli całkowicie obcy jest mu fakt, że życie ziemskie ma swoją kontynuację po śmierci, lub były mu wmawiane fałszywe idee, zrozumienie jego stanu zajmie mu wiele czasu, jako, że istnieje proces odpoczynku, odpowiadający snowi".
Silver Birch twierdzi ponad to, że rozbudzenie, które następuje we właściwym momencie, może nastąpić po krótszym lub dłuższym, jeśli mierzymy go według naszych paramentów ziemskich. Dla duchów oświeconych, lub przynajmniej tych, których czyny popełnione w świecie fizycznym były zgodne z ich sumieniem, jest to proces niezwykle szybki.
W "Księdze Claude'a", w którym zebrane są spotkania Claude'a (brytyjskiego pilota zestrzelonego przez Niemców, podczas I wojny światowej) z jego matką - dzięki pośrednictwu medium Gladys Osborne - Claude tak opisuje swoje "przejście":

"Poczułem uderzenie w głowę, silny zawrót głowy i wrażenie spadania - nic więcej. Mogły minąć dwa tygodnie zanim odzyskałem świadomość, nie miałem jednak żadnej możliwości odliczania czasu, więc nie mogę być tego pewien".
Po pełnym rozbudzeniu "po tamtej stronie", Claude otrzymał liczne wyjaśnienia i zadanie przyjmowania ofiar wojny.
"Zabieramy ich (z Ziemi), aby mogli odzyskać świadomość daleko od ich zmasakrowanych ciał, i - ach, mamo! - czasami muszę się strasznie namęczyć, aby wytłumaczyć tym ludziom, że są martwi! Budzą się i czują się mniej więcej sobą; niektórzy potrzebują dni, czy miesięcy, by zrozumieć, gdyż uważają, że śnią".
Jeden z najważniejszych Amerykańskich badaczy zjawisk paranormalnych pierwszej połowy XX wieku, Carl A. Wickland, z zawodu lekarz, którego żona była medium, zebrał informacje z okresu 40 lat jej działalności.

"Badania te ostatecznie wykazały, że śmierć jest tylko snem i przebudzeniem; proces przebudzenia bazuje w dużej części na indywidualnej postawie mentalnej, gdyż wpływają na niego przesądy religijne, irracjonalny sceptycyzm, zawzięta ignorancja, czy wreszcie obojętność wobec sensu życia, dziś bardzo rozpowszechniona", napisał Wickland w książce "Gateway of Understanding", po czym kontynuuje: "W przypadku osób o umysłach otwartych i obiektywnych, sen po śmierci nie jest długi, ponieważ, gdy zbliża się przeście ze świata fizycznego, odczuwają one obecność przyjaciół oczekujących na nich w niewidzialnym świecie, aby przywitać ich u zarania ich nowego życia".
Wickland twierdzi również, że inni mogą rozbudzić się ze snu, zupełnie nieświadomi swego przejścia i mogą w tym stanie pustki trwać przez wiele lat jako "błędne duchy".
Z drugiej strony, niektóre źródła sugerują, że "sen" trwa nie dłużej niż kilka dni. Sedług tybetańskiej Księgi Żywych i Umarłych, w zaświatach duch odzyskuje świadomość, gdy wstaje Jasne Światło.
"Zdecydowana większość ludzi wcale nie zna Jasnego Światła - pisze autor Sogynal Rinpoche - i pozostaje w stanie nieświadomości, która może trwać do trzech i pół dnia. Wówczas świadomość opuszcza ciało". To właśnie stoi u podstaw zwyczaju, dodaje Rinpoche, który zakazuje dotykania czy innego przeszkadzania ciału zmarłego przez pierwsze trzy dni po jego śmierci.
W "Niebie i Piekle", Emanuel Swedenborg, błyskotliwy naukowiec, wynalazca i jasnowidz z XVII wieku, napisał: " Usłyszałem z Nieba, że niektórzy zmarli mogą myśleć nawet wtedy, gdy leżą jeszcze na katafalku. Przed swoim przebudzeniem znajdują się w swoich zesztywniałych zwłokach. O ile wiemy, żyją jeszcze, z tym wyjątkiem, że nie są już w stanie przemieścić nawet jednego atomu ich ciał".
Według Swedenborga, często duch pozostaje w ciele przez jakiś czas, nie przekracza jednak momentu całkowitego ustania pracy serca, co może trwać dość długo w przypadku jednych i dużo krócej dla innych. W chwili, gdy serce przestaje bić, dana osoba jest "rozbudzana". Oznacza to, że duch jest oddalany od ciała fizycznego i dostaje się do świata duchowego. Fenomem ten - uczy wielki jasnowidz - znany jest jako "zmartwychwstanie". Twierdzi on rownież, że dane mu było doświadczyć procesu umierania, na ile mógł doświadczyć go za pomocą zmysłów fizycznych. Jego myśl, oraz wewnętrzne "ja", pozostały nienaruszone, tak, że poznał i zapamiętał wszystko, co dzieje się ludźmi, którzy budzą sie ze śmierci.

"Zauważyłem, że proces oddychania niemal całkowicie zanika, zastąpiony jedynie w części przez oddech ducha. Potem powstało połączenia między biciem mojego serca i Królestwem Niebieskim (jako, że odpowiada ono sercu człowieka). Widziałem tam aniołów, niektórych w oddali, podczas gdy dwóch z nich usiadło na mojej głowie, umożliwiając mi usunięcie wszystkich moich osobistych pragnień, natomiast myśl i kontakt trwały dalej. Pozostawałem w tym stanie wiele godzin".
Trudno jest pogodzić trzy i pół dnia, koniecznych dla rozbudzenia, o którym pisze Rinpoche, z możliwością, że zanim ono nastąpi może minąć wiele lat, jak utrzymują inni. Możliwe jednak, że Rinpoche ma na myśli zerwanie "srebrnego sznura", czy "pozbyciu się duszy", co może odpowiadać temu, co Swedenborg nazywa "milczeniem serca"; być może Rinpoche ma na myśli dusze stosunkowo oświecone. Wickland i Cayce wspominają o "rozbudzeniu Dusz", nieświadomych jeszcze swego stanu, sugerując w ten sposób, że - nawet jeśli "sen" się skończył i nie ma jeszcze całkowitej świadomości, mogą one zostać "dobudzone", gdyż nadal nie wiedzą, że odeszli z fizycznego świata.
Mogłaby to być wyłącznie kwestia semantyki.
Być może trochę namieszaliśmy, ale taka interpretacja wydaje się nam dużo bardziej sensowna od doktryny o śnie i późniejszym zmartwychwstaniu ciała fizycznego, jakiej naucza jedna z religii ortodoksyjnych.
źródło: ampupage.it

piątek, 25 lipca 2008

Cudowne efekty modlitwy



Greg Braden pisze w swojej pięknej książce zatytułowanej "Efekt Izajasza": Czy to możliwe, że istnieje zapomniana wiedza, która pozwoliłaby nam uniknąć wojen, zniszczeń i cierpień, które od dawna przewidziano dla naszych czasów?
Jeśli tak jest, to czy wypełnienie tej pustki pozwoliłoby nam uniknąć wielkich tragedii, które dotkną ludzkość? TAk niektóre starożytne teksty z przed 2.500 lat, jak i współczesna nauka wskazują na to, że odpowiedź zdecydowanie brzmi: "tak".

Nasi przodkowie wskazują nam, językiem epoki, w której żyli, że istnieją 2 techniki pozwalające wywierać wpływ na nasze obecne życie.
Jedną jest sztuka proroctwa, które pozwala uświadomić sobie przyszłe konsekwencje naszych obecnych decyzji. Drugą jest wyrafinowana technika modlitwy, która pozwala wybrać, jakie proroctwo spełni się w przyszłości.
W piątek, 13 listopada 1998 roku ogłoszono światową modlitwę za pokój na świecie. Był to okres rosnącego napięcia politycznego między różnymi krajami. Na ten dzień przypadała ważna data: mijał okres dany Irakowi przez Narody Zjednoczone w sprawie inspekcji uzbrojenia. Jeśli Irak nie spełniłby oczekiwań ONU, doszłoby do masowego bombardowania, którego celem byłoby zniszczenie podejrzanych obiektów. Z pewnością było by wiele ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej i wojska. Setki tysięcy ludzi, połączonych za pomocą internetu, wybrało pokój, projektując szczegółowo masową modlitwę, która tamtego wieczoru odbyła się jednocześnie na całym świecie. Podczas modlitwy miało miejsce wydarzenie, które wielu uznało za cud. Trzydzieści minut po rozpoczęciu ataku lotniczego, Po otrzymaniu listu od decydentów irackich, w którym zapewniali go o współpracy w inspekcji uzbrojenia irackiego, prezydent Stanów Zjednoczonych wydał raczej rzadką decyzję, polecając wojsku amerykańskiemu, aby się wycofały, mimo, że misja była już rozpoczęta.

Jako, że podobne rezultaty zostały zaobserwowane wcześniej w Iraku, Stanach Zjednoczonych oraz Irlandii Północnej, dziś systematyzuje się dowody wskazujące na to, że skutek modlitwy masowej wykracza poza granice zwykłego przypadku. Potwierdzając zasadę przedstawioną w wiekowych pismach, fakty dowodzą, że decyzje wielu ludzi, nakierowane w specyficzny sposób, mają bezpośredni i wymierny wpływ na jakość naszego życia.

Dziś, zaginiona wiedza dotycząca modlitwy, która być może była zaszyfrowana w starożytnych tradycjach, dopóki myśl współczesna nie była w stanie jej rozszyfrować, proponuje nam sposób postępowania, dzięki któremu potrafilibyśmy uchronić ludzkość przed przyszłymi chorobami, zniszczeniami, wojnami i śmiercią. Dziś znamy język niezbędny do rozpowszechnienia tego wielkiego przesłania nadziei i możliwości w każdym momencie naszego życia.
Pod koniec lat '80 efekt modlitwy masowej i medytacji zostały udokumentowane przez niektórych naukowców w wielkich miastach, w których liczba przestępstw zmniejszyła się znacznie dzięki ciągłym czuwaniom w intencji pokoju. Były one realizowane poprzez niewidzialną sieć, pozornie zdolną przenikać systemy wierzeń i liczne warstwy społeczne w najbardziej dekadenckich obszarach miejskich: wybór za pokojem dokonany przez niewiele jednostek dotykał życie wielu osób. Grupy praktykujące modlitwę i medytację wywoływały bezpośredni i wymierny wpływ na zachowanie ludzkie.


Na koniec pragnę zaproponować opis doświadczenia przeprowadzonego przez biologa kwantowego dr Władymira Poponina, cytowanego przez Gregga Bradena w jego programie "Healing Hearts, healing Nations: the science of peace and the pawer of the prayer".

Doświadczenie nr. 3: DNA pobrane z łożyska zostało umieszczone do pojemnika, a następnie podzielone między 28 fiolki. Każda z nich została powierzona badaczowi, który miał wywołać w sobie pewien rodzaj silnych emocji. Kiedy badacz wyrażał wdzięczność, miłość i przychylność, DNA w fiolce odpowiadało rozszerzając się i relaksując; kiedy badacz doświadczał gniewu, lęku, frustracji czy stresu, DNA kurczyło się i dezaktywowało wiele kodów!

Eksperyment ten został następnie przeprowadzony z pacjentami seropozytywnymi.
Uczucia miłości, wdzięczności i przychylności zwiększały zdolność immunologiczną organizmu do 300 tysięcy razy!
Zastanówmy się nad możliwymi efektami, jakie możemy uzyskać, zwracając, z głęboką wiarą, naszą pełną miłości uwagę na DNA i komórkową pamięć chorych.
Można uzyskać informacje na temat czuwań modlitewnych w intencji pokoju, podobnych do tej zorganizowanej 13 listopada 1998 roku, odwiedzając stronę internetową: worldpuja.org

Iolanda de Wonderweid

Źródło: stazioneceleste.it

Allison DuBois: widzę martwych ludzi



Allison DuBois urodziła się w 1973 roku w Phoenix, w Arizonie.
To, co różni ją od niezliczonej liczby innych ludzi, to zdolności paranormalne, które odkryła w sobie już w dzieciństwie. Ostatecznie została dzięki nim profesjonalnym medium i "profilerem", pomagającym policji rozwiązywać szczególnie trudne sprawy.

Posiada ona zdolność jasnowidzenia, czytania w ludzkich umysłach, wyczuwania chorób żyjących ludzi i kontaktowania się ze zmarłymi.
Jak sama przyznaje: "Tak, wszędzie widzę zmarłych ludzi".
Poproszono ją, aby dokonała rozróżnienia między róznymi zdolnościami paranormalnymi: jasnowidzeniem, jasnosłyszeniem czy psychokinezą i zapytano jakie odbiera wrażenia i jak objawiają się jej własne zdolności.
Odpowiedziała, że czasami widzi zmarłych "jakby stali obok niej", a innymi razy słyszy głosy, czuje zapach perfum albo rozpoznaje specyficzną woń pochodzącą z "tamtej strony".

Zapytano ją, skąd wie, że istnieje życie po śmierci i dlaczego jest pozytywnie nastawiona do zaświatów. Odpowiedziała jasno i rzeczowo, że miała kontakt z "bezcielesnymi duszami i ludzką energią zza grobu: od kiedy sięga pamięcią i po prostu wie, że jej doświadczenia są prawdziwe.
Alison była ponadto badana przez wiele grup badawczych w warunkach naukowych - wszystkie one udowodniły prawdziwość jej nadzwyczajnych zdolności dzięki bardzo dobrym wynikom testów.
Alison twierdzi, że jej pierwsze niezwykłe doświadczenie miało miejsce, gdy była w wieku sześciu lat - spotkała wówczas swojego zmarłego dziadka. To, co zdarzyło się, gdy miała jedenaście lat, wpłynęło na jej wybór drogi życiowej.

Pewnego dnia, gdy jeździła na rowerze w pobliżu domu w Pheonix, dwóch młodych mężczyzn usiłowało zwabić ją do samochodu, w którym siedzieli. Allison była sama na drodze i zamarła z przerażenia na widok nieznanych jej mężczyzn. Nagle jakiś głos wyrwał ją z szoku i rozkazał uciekać jak najszybciej z tamtego miejsca, mówiąc, by jechała do domu tak szybko, jak tylko potrafi.
Niedługo potem zrozumiała, myśląc o atakach i niewyjaśnionych porwaniach dzieci w zamieszkałym przez nią stanie, że została uratowana przez jednego z jej "strażników", czy "przewodników", i że miała szczęście, iż uciekła, gdyż mogła zostać pobita, molestowana, albo nawet zabita.
Alison twierdzi, że świadomość ta zmieniła drogę jej życia, chociaż wówczas jeszcze w pełni tego nie rozumiała, ale ziarno zostało zasiane i później zaczęła wykorzystywać swoje zdolności do zapobiegania przestępstwom lub rozwiązywania przestępstw, "w których dzieci były ofiarami zdeprawowanych i złych ludzi".
W swojej książce, która jest osobistym spojrzeniem na wiel aspektów jej życia, Allison zdradza informacje na temat jej udziału w pewnych sprawach, który sprawił, że stała się wiarygodna dla jednostek policji kryminalnej - kiedy została zaproszona przez funkcjonariuszy Texas Rangers, do pomocy w rozwiązaniu przypadków zaginięć i porwań.
Allison uświadomiła sobie, że gdy patrzy na dowód zdjęciowy, wówczas może uzyskać informację, jakby patrzyła oczyma sprawcy, opisując miejsca, w których był i lokalizując samo miejsce zbrodni. Podkreśla ona w swojej książce, że nigdy nie przyjęla wynagrodzenia za pomoc w sprawach, które pomogła rozwiązać i zawsze współpracuje z sądem, aby upewnić się, że jednostki agresywne i socjopatyczne będą usunięte z życia społecznego.
Podczas, gdy wiekszośc departamentów policji nie chce skorzystać z pomocy jasnowidzów, to jak twierdzi Allison - wiele agencji szuka pomocy u ludzi, którzy mają takie zdolności jak ona, ale nie chcą tego wyjawiać, gdyż obrońcy mogli by wykorzystać publiczny sceptycyzm, aby zdyskredytować świadków takich jak ona, ktorzy "coś widzą", ale nie potwierdzają swych wizji twardą ewidencją, która potrzebna jest w sądzie.
Ona jedynie stara się wyjawić rzeczy nieznane policji, w postaci nazwisk, miejsc, numerów tablic rejestracyjnych, zapachow, czy innych bodźców sensorycznych, które wiążą się z przestępstwem i przestepczym zachowaniem.

Allison uważa, że bycie medium i profilerem policyjnym nie jest specyficzną nauką, to raczej odbieranie obrazów, dźwięków i często niepołączonych ze sobą informacji pochodzących od innego umysłu, należącego do człowieka żywego lub martwego. Nalega ona również, aby mówić o ograniczonej liczbie takich spraw rocznie, gdyż wymagany wysiłek ma swoją cene w wymiarze psychicznym i emocjonalnym.

źródło: ufodigest.com

Nawiedzona biblioteka


W następstwie serii niewyjaśnionych zjawisk, wezwano badaczy fenomenów paranormalnych, aby sprawdzili, czy biblioteka w Comet jest nawiedzona.

Starszy bibliotekarz Gill Clements poprosił badaczy Anglia Paranormal Investigation Society (APIS), z siedzibą w Notrh Hertfordshire, aby przyjrzeli się dziwnym wydarzeniom w Letchworth Library, na Broadway. Gdy rankiem pracownicy otworzyli bibliotekę, znaleźli niektóre książki stojące pionowo na podłodze dość daleko od półek.

Starszy badacz z APIS, Damien O'Dell, powiedział:
-Pewna liczba pracowników odczuła dziwną obecność w bibliotece i nazwała zamieszkującego ją ducha George.

Jednego razu dwóch pracowników jednocześnie zobaczyło pojawienie się młodego człowieka, który po porostu znikł, nie zostawiając śladów na świeżo polakierowanej posadzce, po której pozornie przeszedł.

Bibliotekarka oświadczyła, że pewnego dnia, tuż przed zamknięciem biblioteki, zobaczyła jak książka wylatuje z półki i ląduje na jej stopie.

APIS, którego członkowie pracowali z Ministerstwem Obrony, lokalnymi władzami i muzeami, przeprowadzą jeszcze w tym roku całonocne czuwanie w bibliotece. Czuwaniu przewodniczył będzie pan O'Dell, a jego rezultaty będą przedstawione, gdy APIS wróci do biblioteki 11 października.

źródło:thecomet.net

czwartek, 24 lipca 2008

Wrażliwość paranormalna dzieci (2)




TELEFON DO BABCI
Dzieciaki kochają telefony. Uwielbiają imitować rozmowy dorosłych za pomocą ich telefonów zabawek. Oczywiście dziś mają one telefony komórkowe zabawki. Jednak w 1960 roku, kiedy Sandy miała 5 lat, jej telefon zabawka był staroświecki. Był to jednak telefon niezwykły.
W tamtym czasie Sandy mieszkała ze swoją rodziną w pięknym Berkshire Hilss w Massachusetts. W święta Bożego Narodzenia przydarzyła się jej niezwykła historia. Sandy chciała zadzwonić do swojej babci, aby powiedzieć jej o lalce Gadatliwa Cathy i innych prezentach, które otrzymała na Gwiazdkę. Telefon domowy wisiał wysoko na ścianie - za wysoko, by mogła sięgnąć po niego bez pomocy. Niestety jej ojciec i bracia wyszli z domu odśnieżyć podwórko, a mama brała prysznic.
Sandy nie mogła czekać. Myślała, że eksploduje, jeśli natychmiast nie powie babci o swoich nowych skarbach. -Robiłam się coraz bardziej niecierpliwa - wspomina. - Postanowiłam zatem, że udam, iż telefonuję do babci z telefonu zabawki, który dostałam na Święta. W tamtych czasach nie było telefonów wybierających numer, ale trzeba było przy każdej rozmowie skorzystać z pomocy asystenta. Kiedy więc podniosłam słuchawkę mojej zabawki, usłyszałem wyraźne słowa operatorki mówiącej: -proszę o numer telefonu.


-Byłam zszokowana, ale podałam jej numer babci, który pamiętam do dziś. Usłyszałam sygnał telefonu, a potem głos mojej babci, z jej wyraźnym włoskim akcentem, mówiącej: -Halo? Natychmiast zaczęłam opowiadać jej o Gadatliwej Catty, ale babcia chciała dowiedzieć się, gdzie jest moja mama. Wyjaśniłam jej, że mama bierze prysznic, a mój tata i moi bracia wyszli z domu. Wiedziała, że nie mogę sama sięgnąć po telefon, zapytała więc, jak udało mi się wdrapać na tyle wysoko, by skorzystać z telefonu wiszącego na ścianie. Wytłumaczyłam jej, że dzwonię z mojego telefonu zabawki. Babcia roześmiała się serdecznie i poprosiła, by mama zadzwoniła do niej, jak skończy brać prysznic. - Kiedy mama wyszła z łazienki, usiłowałam przekonać ją, że naprawdę rozmawiałem z babcią przez mój dziecinny telefon, i że czeka ona na telefon od matki. Śmiała się podobnie jak babcia, ale tak długo nalegałam, aż wreszcie mi ustąpiła i zadzwoniła do niej. Gdy matka dowiedziała się, że rzeczywiście rozmawiałam z babcią, znalazłam się w nie lada kłopotach. Oskarżyła mnie o to, że w niebezpieczny sposób wspięłam się po ścianie do telefonu. Upierałam się, że dzwoniłam ze swojego telefonu zabawki, czym pogorszyłam swoją sytuację, oskarżona o kłamstwo.
Sandy spędziła resztę świątecznego poranka w swoim pokoju, niesprawiedliwie oskarżona o niebezpieczną wspinaczkę i kłamstwo. -Byłam tym sfrustrowana - wspomina -ale uśmiechałam się na myśl, że w jakiś sposób zadzwoniłam do babci ze swojego telefonu zabawki tamtego świątecznego poranka. To musiała być magia.

DUCH DAŁ MI NA CUKIERKI
Dorośli (szczególnie dziadkowie) czasami rozpieszczają dzieci, pozwalając im jeść zbyt wiele słodyczy. Lecz cóż powiedzieć, gdy rozpieszczającym jest bezcielesny głos?
Wczesnym latem 1954 roku, Doglas miał osiem lat i mieszkał na wschodnich peryferiach londynu, niedaleko Epping Forest. Okolica była mieszanką tarasowych domów z lat '30 przeplatanych "polami" - pustymi miejscami po domach zniszczonych przez niemieckie bombardowania, zagospodarowanymi przez naturę, z wielką radością dzieci.


To był trudny okres dla Douglasa. -Mój ojciec odszedł - wspomina. - Stres z powodu wojny i pociąg do młodej kobiety. Moja mama, dwie siostry i ja staraliśmy się żyć dalej, żywiąc się ziemniakami, kapustą, jajami i chlebem. Mama pracowała w zakładzie produkcyjnym i zarabiała zaledwie tyle, by starczyło na spłacanie kredytu mieszkaniowego.
Tego szczególnego dnia, po lunchu, Douglas odprowadzał swoją matkę do pracy, zanim miał iść do szkoły. Poprosił ją wówczas o kilka pensów na cukierki. -Nadal widzę jej otwartą torbę i wielki skórzany portfel, który był pusty - mówi Douglas. - Ciągle czuję obopólne zawstydzenie, że nie miała dla mnie kieszonkowego. Pobiegłem z powrotem, żałując, że w ogóle ją poprosiłem. Douglas pobiegł przez pola za sklepami, a potem błotnistą drogą wiodącą przez trawę. Mając ciągłą ochotę na słodycze, postanowił poprosić najwyższą instancję. - W smutku i dziecięcej potrzebie poprosiłem Jezusa o kieszonkowe na słodycze - opowiada. - W odpowiedzi głęboki męski głos dochodzący gdzieś z tyłu i z dołu powiedział: "Kopnij trawę". Rozejrzałem się, ale byłem sam. Kopnąłem trawę. "Kopnij trawę", powtórzył głos. Wykonałem polecenie. To była gęsta kępa trawy. "Kopnij jeszcze raz", polecił mi głos i zrobiłem to.


Z trawy wytoczyła się sześciokątna moneta o wartości trzech centów. Rozradowany swoim zdumiewającym "szczęściem" Doglas pomknął do sklepu ze słodyczami, gdzie zamienił na nie efekt swej niezwykłej przygody.
-Przez całe życie myślałem o tym wydarzeniu - mówi Douglas - i nie doszedłem do żadnych wnioskow poza jednym: to rzeczywiście miało miejsce i kupiłem sobie słodycze. Z mojej wiedzy wynika, że głos dobiegał z tyłu, z dołu, chociaz nikogo nie było w pobliżu. Głos był głęboki, angielski, należał do mężczyzny i nie rozpoznałem go. Moje późniejsze próby, aby zdobyć pieniądze za pomocą modlitwy nie przyniosły rezultatu.

środa, 23 lipca 2008

Juliusz Verne - pisarz przyszłości




Juliusz Verne (1828 - 1905) jest jednym z najpopularniejszych autorów fantastyki naukowej. Był on człowiekiem wielkiego talentu, który pozwolił śnić wielu pokoleniom młodzieży i dorosłych, ale przede wszystkim antycypował przyszłość. To oczywiste, że fantastyka naukowa, podobnie jak inne nurty literackie, rodzi się z bujnej wyobraźni autora, a opisany przez nią świat ma niewiele wspólnego z otaczającą nas rzeczywistością. Co więcej, często mamy do czynienia z odwróceniem rzeczywistości: niemożliwe staje się możliwe; dziwaczność oraz inność są na porządku dziennym; prawo ciążenia czy inne prawa naturalne są całkowicie nieobecne; magia czy też zdolności ponad zmysłowe są czymś całkowicie naturalnym i powszechnym. Juliusz Verne jest najbardziej godny, by reprezentować ten wymyślony wszechświat. Jednak po lekturze jego dzieł można dojść do wniosku, że Verne wyszedł poza świat fantazji, opisując czy też wyobrażając sobie rzeczy, przedmioty, sytuacje anachroniczne, które miały miejsce wiek później! Verne był więc autentycznym aptycypatorem przyszłości. Opisuje on okręty podwodne, używane przez tajemniczych ludzi o nieznanym pochodzeniu ("Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi"); wysyłane na księżyc kapsuły ("Z Ziemi na Księżyc"); tajemnicze i enigmatyczne miejsca ("Tajemnicza wyspa"); nadzwyczajne i enigmatyczne wyprawy ("Podróż do wnętrza Ziemi", "W osiemdziesiąt dni dookoła świata").

Jak to możliwe, że pisarz żyjący w XIX wieku potrafił opisać największe technologie i wielkie wyprawy, skoro miały swój początek niemal pół wieku później? Na czym polega tajemnica Juliusza Verne'a? Co go zainspirowało tak bardzo, iż wyobraził sobie wydarzenia, przedmioty i sytuacje typowe dla końca XX wieku? Na szczęście odpowiedzi na to pytanie udzielają nam badacze świata tajemnic. Jest to teoria szczególna, chwilami być może fantastyczna, ale w pełni osadzona w kontekście badanej sprawy: twierdzą oni, że ludzie z przyszłości cofnęli się w czasie, czystym przypadkiem trafili do XIX wieku i spotkali (również czystym przypadkiem) Francuza, Juliusza Verne'a, któremu zdradzili, że pewnego dnia, w przyszłości, człowiek zbuduje okręty zdolne nawigować pod wodą, rakiety zdolne dolecieć do Księżyca i opowiedzieli mu o cudownych wyprawach, które w jego czasach uważano za niemożliwe.


Teoria interesująca, ale nic nie jest pewne na 100% również dlatego, że z naszych badań wypływają nowe elementy, w których ważną rolę odgrywa rozwój nauki. Jednym z nich są podróże w czasie: cel współczesnej nauki, o którym niewiele wiadomo. Wiąże się to z francuskim powieściopisarzem o tyle, że opisuje on technologię i prawa fizyczne z precyzną anormalną dla XIX wieku, jakiej mógłby mu pozazdrościć niejeden autor współczesny.
Teoria jest następująca: w XXI wieku (i później) naukowcy budują statki podwodne, kapsuły, które latają na Księżyc, organizują wyprawy o charakterze archeologicznym, antropologicznym, biologicznym, etnologicznym i dokumentalnym na całym świecie. Jakiś naukowiec odkrywa sposób na podróże w czasie, odwiedzanie innych epok, światów i kultur. Podróż w czasie daje możliwość przekazywania wiedzy ludziom z przeszłości, np. którejś z antycznych cywilizacji istniejących kilka wieków przed Chrystusem. Oczywiście, kiedy dokonuje się nowego odkrycia, natychmiast rodzi się chęć zastosowania go w praktyce. Dlatego ciekawski naukowiec organizuje, ze swymi kolegami, wyprawę w czasie. Trafiają oni, całkiem przypadkowo, do Francji XIX wieku, gdzie postanawiają zatrzymać się na jakiś czas, studiując społeczeństwo tamtej epoki. Przypadkowo spotykają pisarza, Julisza Verne'a, któremu opowiadają o cudach, jakie człowiek wymyśli w przyszłości: wyprawy po całym świecie i podróże w przestrzeni.

Pisarz, który żyje w przeszłości poznaje wiedzę na temat świata w przyszłości od przybyłych z tamtąd ludzi, uznaje to za interesujące i usiłuje wykorzystać uzyskane informacje w swojej twórczości literackiej, wiedząc, że niektóre z opisanych w jego powieściach fantastyczno naukowych rzeczy są czystą prawdą. Verne był pośrednio swego rodzaju ofiarą czy też pionkiem dla czegoś wielkiego, co wydarzyło się wiele lat później; zabawką w rękach przeznaczenia. Naiwnie pisze on coś, co nie będzie stanowić problemu dla jemu współczesnych (tworzył w pełni okresu pozytywistycznego), lecz stanowić będzie problem dla czytelników w XX wieku, którzy będą stawiać sobie pytania dotyczące sprzeczności historii i normalnych schematów akademickich przyswojonych przez wiele lat studiów.

Kiedy czytamy dzieła Verne'a, szczególnie "Podróż do środka Ziemi", dowiadujemy się o wymyślonej wyprawie prof. Linderbrocka do centrum Ziemi. Gdy już tam dotarł, Linderbrock odkrył całkiem nowy świat pełen potworów i latających przedmiotów, ale przede wszystkim odkrył pozostałości po cywilizacji Atlantydy. Całkowicie zmienia to wcześniej postawione teorie i rzuca nowe światło na osobę Juliusza Verne'a.
Zakładając, że ludzie, którzy przybyli z przyszłości przekazali francuskiemu pisarzowi informację na temat tworów technologi przyszłości, jest możliwe, iż zdradzili mu również umiejscowienie Atlantydy lub nieznanych dotąd światów podziemnych, które w czasie powstania maszyny czasu zostały już odkryte.
W tym kontekście wszystko jest możliwe i nawet postać kapitana Nemo znajduje tu swoje miejsce. Mógłby on być jednym z wielu poszukiwaczy Atlantydy. Jeśli teoria ta nie jest prawdziwa, to co zainspirowało Verne'a? Czy wszystko jest owocem jego fantazji, która była tak ogromna, że potrafił wyobrazić sobie to, co niewyobrażalne?
Jeśli odpowiemy pozytywnie na to ostatnie pytanie, to powinniśmy uznać Verne'a za największego autora fantastyki naukowej XIX wieku, wielkiego myśliciela zdolnego spoglądać poza schematy życia codziennego, odwrócić normalne prawa rzeczywistości jego czasów i przyozdobić je w cechy piękniejsze i bardziej nowoczesne w stosunku do współczesnego mu świata.

PASQUALE ARCIUOLO

źródło: croponline.org

wtorek, 22 lipca 2008

Wrażliwość paranormalna dzieci (1)




Czy dzieci są w silniejszym związku ze światem duchowym i zjawiskami paranormalnymi niż dorośli? Bazując na licznych epizodach, wielu badaczy zjawisk paranormalnych powiedziałoby, że tak: widzą zmarłych (często takich, których nie widzieli za życia), bawią się z "wyimaginowanymi przyjaciółmi", opowiadają szczegóły z ich przeszłych wcieleń i widzą wiele innych dziwnych rzeczy, które są niewidzialne dla ich rodziców.
Racjonaliści i sceptycy wątpią lub całkowicie odrzucają dziecięce opowieści, jako produkt ich bujnej wyobraźni: wymysłami prowokowanymi okazanym im zainteresowaniem; nieswiadoma interpretacja naturalnych wydarzeń filtrowanych przez dziecięce umysły.
A co jeśli duchy, dziwne stworzenia i wizje paranormalne dzieci są realne?
Poniżej znajdują się opowieści przekanane przez dorosłych, tak, jak pamietają je z dzieciństwa.

WIZYTA POŻEGNALNA
Kristin miała pięc lat i mieszkała z rodzicami w Trafford, Pennsylvania. Pewnego dnia jej babcia została nagle zabrana do szpitala. -Byłyśmy bardzo zżyte - opowiada Kristin - Mimo to nigdy nie odwiedziłąm jej w szpitalu. Moi rodzice doszli do wniosku, że byłam za mała, aby to znieść. Pewnej niedzieli, wczesnego ranka, około godziny piatej, Kristin obudziła się nagle i usiadła na łóżku. -Zobaczyłam postać kobiety, stojącą w nogach mojego łóżka - mówi Kristin. Myśląc, że to jej mama, dziewczynka wogóle się nie przestraszyła. Zwróciła się do kobiety, ale tam milczała. Ponownie powiedziała: -Mamo?, ale odpowiedziała jej cisza. -Kobieta tylko patrzyła się na mnie i wyciągnęła rękę - wspomina Kristin. -Wpadłam w panikę, bo nie mogłam zrozumieć, dlaczego mama mi ne odpowiada. Zaczęłam krzyczeć: "Mamo!".
Matka Kristin wbiegła do jej pokoju, aby zobaczyć co się stało. -Zapytała mnie, czy wszystko w porządku, a ja spytałam, dlaczego mi nie odpowiadała, a tylko stała i patrzyła się na mnie. Mama usiadła przy mnie na łóżku, dotknęła mojego człoła, aby sprawdzić czy nie majaczę w gorączce i powiedziala, że to musiał być tylko sen. Wyjaśniła, że przez cały czas spała w swoim łóżku. Kristin niechętnie przyjęła wytłumaczenie mamy i połozyła się spać.
Później tego ranka rodzice Kristin otrzymali telefon od jej wujka. Dotyczył on jej babci. Odeszła we śnie we wczesnych godzinach porannych. -Mama zaczęła płakać, ale opanowała się i kontynułowała rozmowę - opowiada Kristin. -Jej brat powiedział, że babcia zmarła około 5 nad ranem. Wyjaśniła mi, że babcia odeszła; że nie będzie już cierpiała, i że jest z aniołami w niebie. Kilka dni później matka Kristin połączyła czas śmierci jej matki z wizją cienistej kobiety, jaką miała jej córka. -Nie opowiedziała mi o tym, zanim nie skończyłam 10 lat - wyjaśnia Kristin. - Doskonale pamiętam, jak mi to mówiła i zrozumiałam, że moja babcia przyszła, aby się ze mną pożegnać.

GARGULEC NA SŁUPKU ŁÓŻKA
To klasyczny lęk dzieci: potwory w ich szafach, albo pod ich łóżkami. Gdy Josh miał sześć lat, też się ich bał. Jednak przysięga on, że faktycznie jednego widział.
Miało to miejsce wiosną 1990 roku, kiedy Josh, jego matka i brat Aaron mieszkali w przyczepie na farmie za Laurelville, Ohio. Tamtej nocy Josh obudził się z koszmaru. Dziś nie może przypomnieć sobie szczegółów tamtego snu, pamięta jednak, że wystraszył się tak bardzo, że wstał z łóżka i poszedł szukać pociechy u matki. -Przeszedłem krótki korytarz, wszedłem do pokoju matki i chciałem wśliznąć się do jej łóżka - opowiada Josh. - Matka powiedziała mi, bym wracał do swojego łóżka, więc wróciłem do pokoju, który dzieliłem z moim bratem Aaronem.
Josh nie był przygotowany na to, co zobaczył, wchodząc do pokoju: -Nigdy nie zaponę tego, co zobaczyłem. Na słupku łóżka mojego brata znajdowała się mroczna postać, która wyglądała jak gargulec albo gremlin. Miał kwadratową, sztywną głowę, jak gargulec. Miał około dwóch stóp wysokości, był nieco zgarbiony i patrzył na Aarona. Gdy go dostrzegłem, zatrzymałem się nagle i westchnąłem ciężko. Stwór usłyszał mnie i odwrócił głowę w moją stronę! Nie widziałem jego oczu, jedynie zarys jego twarzy.
Przerażony Josh odwrócił się i uciekł do pokoju matki. Przekonana, że chłopiec potrzebuje jedynie odrobiny wsparcia, kobieta wróciła z nim do jego pokoju, aby pokazać mu, że nie ma tam żadnego potwora. I rzeczywiście go tam nie było. Cokolwiek Josh widział, odeszło. -Nie uwierzyła mi, wiec starałem się o tym zapomnieć - mówi Josh. -Nigdy więcej nikomu o tym nie powiedziałem.
Tak więc była to tylko wyobraźnia Josha, pobudzona przez koszmar, prawda? Kilka lat później, gdy był w dziesiątej klasie, siedział w ławce z kolega o imieniu Ryan. Josh zauważył, że kolega ma na szyi niewielką bliznę i zapytał go, skąd ją ma. Ryan odpowiedział, że kiedy miał osiem lat przypadkowo uderzył w rozsuwane, szklane drzwi. Dodał, że mało nie umarł z powodu dużej utraty krwi. Zdradził też Joshowi niezwykły aspekt tej historii: -Dziwne jest to,że w noc przed wypadkiem mój brat widział małą, ciemną postać siedzącą na moim łóżku i patrzącą na mnie, jak spię. Gdy Ryan opisał mu wygląd istoty, którą widział jego brat, okazało się, że była dokładnie identyczna z gorgulcem, którego widzial Josh.
źródło: paranormal.about.com

Archeologia psychiczna


Archeologia psychiczna

Archeologia psychiczna to badanie przeprowadzone w środowisku i w odniesieniu do pewnych miejsc, zasadniczo o znaczeniu historycznym lub archeologicznym. Dziś wielu jasnowidzów specjalizuje się wyłącznie w tego rodzaju eksperymentach, osiągając często niezwykłe rezultaty. Historia archeologii psychicznej obfituje w odkrycia i interesujące postaci, które odważnie działały na tym ciekawym polu badań. Stefan Ossowiecki, "polski czarodziej", obdarzony również imponującymi zdolnościami telekinetycznymi, prowadził doświadczenia psychiczne z Wydziałem Prehistorii Uniwersytetu w Warszawie i zdołał przywołać sceny przedstawiające Neandertalczyka żyjącego w Europie; Edgar Cayce, zwany "śpiącym prorokiem" ze względu na szczególny rodzaj jego transu, potrafił przepowiedzieć wiele odkryć archeologicznych, dziesiątki lat wcześniej zanim nastąpiły; Aron Abrahamson współpracował z dr Jeffreyem Goodmanem i razem odkryli ruiny antycznego miasta zasypanego na pustyni, budząc zdziwienie ortodoksyjnych akademików.


Jasnowidze w słowach i czynach wykazali, że potrafią "pisać historię": archeologia psychiczna jest prawdopodobnie kluczem, który pozwoli nam poznać lepiej historię ludzkości. W marcu 1973 roku, na corocznym zebraniu archeologów kanadyjskich, prof. J. Normann Emerson zaszokował tradycjonalnych i zamkniętych na wszelkie nowości naukowców następującą wypowiedzią: "Jestem pewien, że otrzymałem informacje na temat okazów archeologicznych i miejsc wykopalisk ze źródła paranormalnego, od jasnowidza, który podał mi te informacje, nie dając mi żadnego dowodu na posługiwanie się świadomie rozumem. Dzięki intuicji i parapsychologii, w naszym zasięgu znalazła się całkowicie nowa wizja człowieka i jego przeszłości. Jako archeolog i antropolog, ekspert w tych sprawach, twierdzę, że warto wykorzystać okazję i zbadać informacje, jakie otrzymaliśmy tą drogą. Powinniśmy temu właśnie dać absolutny priorytet". Jego apel został w pewnym sensie wysłuchany w 1977 roku, kiedy to Stephan Schwartz założył Mobius Group, amerykańską organizację, która miała znaczący wkład w procesie praktycznego zastosowania sił mentalnych. Grupa, w której skład wchodzi wielu uczonych rożnych dyscyplin naukowych, łączy metody badań ortodoksyjnych i tradycjonalnych z intuicją paranormalną współpracujących z nią jasnowidzów. Te, oraz inne informacje dostarczył nam Umberto Di Grazia, bardzo ceniony na całym świecie jasnowidz i poważny badacz fenomenologii paranormalnej, w którą jest bezpośrednio zaangażowany. "Grupa Mobius - tłumaczy - poddała mnie różnym doświadczeniom, jak na przykład poszukiwanie zaginionych osób, ale - o ile wiem - inne zagadnienia, poza archeologią intuicyjną, zeszły na dalszy plan. To wszystko ma swoją logikę, której nie mogę przedstawić, chociaż domyślam się jakie są tego motywy. Obecnie jeden z założycieli Grupy, Brando Crespi, odłączył się od organizacji Mobius i założył razem ze mną nową strukturę: "The Future Research Group", która stawia sobie za cel badanie realnego, praktycznego i społecznego zastosowania tzw. zdolności paranormalnych".
Pochodzący z Viterbo, Rzymianin przez adopcję, Umberto Di Grazia, dynamiczny i serdeczny czterdziestolatek, już od ponad dwudziestu lat zajmuje się badaniem fenomenów paranormalnych, szczególnie tych, w których osobiście bierze udział. Poznał badaczy z całego świata i poddawał się eksperymentom nie tylko Grupy Mobius, ale również dr. Elmara Grubera z Uniwersytetu we Fryburgu, osobistości bardzo znanej w środowisku parapsychologicznym. Jego fenomenologia była oceniana i badana pod wszelkimi aspektami: w prekognicji miał, w przeciągu czterech lat, osiemnaście precyzyjnych odniesień do rzeczywistości (katastrofa lotnicza na Teneryfach, zamach na prezydenta Reagana, uszkodzenie promu kosmicznego USA, trzęsienia ziemi na Filipinach i Friuli itp.). Osiągnął również doskonałe efekty jako pranoterapeuta, chociaż dziedziną, którą szczególnie się pasjonuje, jest archeologia intuicyjna - tu także dokonał licznych ważnych odkryć. Jest autorem wielu artykułów opublikowanych w specjalistycznych czasopismach, oraz dwóch książek na temat własnych doświadczeń; uczestniczył w dyskusjach i konferencjach; zrealizował programy telewizyjne. Obecnie współpracuje z Mobiusem w sprawach dotyczących eksperymentów w zakresie archeologii psychicznej i prekognicji, oraz z Centrum George'a Pardesa, które zajmuje się przemysłowym zastosowaniem zdolności paranormalnych (pomysły na patenty); jest przedstawicielem na Europę "The Future Research Group" z Los Angeles.

"To już rzecz pewna - twierdzi rzymski jasnowidz - i moje doświadczenia szeroko to udowadniają, że umysł ludzki może posiadać informacje, które umykają wszelkim logicznym dociekaniom. Spacer po jakimś terenie i doświadczenie intuicyjnie obecności archaicznej procesji łysych ludzi doprowadziło do odkrycia Świątyni Tro Spadi w Capranice, w prowincji Viterbo; wizja okrętu żaglowego z antycznego Rzymu doprowadziło mnie do lokalizacji starożytnego osiedla z możliwym portem w posiadłości Capocotta w Torvaianica, (Rzym); Wewnętrzny impuls, by wspiąć się na wzgórze, które góruje nad miejscowością Roccasinibalda (Rieti), gdzie - według wielu - nie mogło być niczego interesującego - pozwolił mi odkryć antyczne osiedle z resztkami murów, kolumn i rękodzielnictwa różnego typu. To tylko niektóre przykłady efektów 24 lat ciągłych poszukiwań dokonanych kosztem osobistego interesu. Rozumiem, że dla wielu może wydać się to dziwne czy wręcz szalone, kiedy odkrycia archeologiczne są antycypowane dzięki oglądaniu zwykłej mapy geograficznej. Jednak i takie rzeczy mają miejsce. Świadczą o tym doświadczenia z czerwca i lipca 1983 roku przeprowadzone na wyspie Ustica, oraz te którymi kierował Elmar Gruber, kiedy był asystentem Bendera na Uniwersytecie we Fryburgu, w dżungli Mindanao (Filipiny).

W pierwszym przypadku, zanim podjęto badania w terenie, zaznaczyłem to, co według mojej intuicji mogłem odkryć. Wszystko zostało zarejestrowane u notariusza Franco Codemi z Rzymu, a poszukiwania przeprowadzone przez licznych specjalistów, jak badacz Fippo Cappellano, archeolog Roberto Manodori i geolog Paolo Colantoni, okazały się w 100% pozytywne dla wskazanych przeze mnie obiektów. Jeśli chodzi o Filipiny, to sprawa wymagałaby szczególnego opisu: posługując się tą samą metodą, najpierw mapa, potem praca w terenie, zlokalizowałem zanurzony w humusie i gęstej roślinności hiszpański fort. Mogę stwierdzić, z wieloma argumentami świadczącymi na moją korzyść, że zastosowanie praktycznych zdolności paranormalnych jest już faktem, kolejnym narzędziem do zastosowania. Nadeszła nowa era i nie możemy - jak słusznie zauważył prof. Emerson - stracić tej okazji". Rezultaty osiągnięte przez Umberto Di Gracja, w licznych okolicznościach, wychodziły poza wszelkie rachunki prawdopodobieństwa, jakie do tej pory osiągnięto: jego umysł sięgał bezpośrednio po informacje, które wychodziły poza granice czaso - przestrzeni. Zachodziło to poprzez sny, wizje, poszukiwania na mapie i w odnoszącym się do niej miejscu. "Postrzeganie poza zmysłowe - twierdzi Di Grazia - może mieć liczne zastosowania. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że jasnowidz nie jest zwierzęciem doświadczalnym i aby mieć efekty potrzebuje swego rytuału do "naładowania baterii", co ja nazywam "głęboką motywacją". Po dziesiątkach całkowicie udanych doświadczeń, nikt nie może powiedzieć, że ta metodologia nie ma charakteru powtarzalności; przynosi ona również efekty w przypadku innych jasnowidzów, którymi opiekuję się od roku. Osobiście uważam, że wszyscy mogą rozwinąć, oczywiście na różnych poziomach, własne zdolności paranormalne i wyjść, raz na jakiś czas, z grupy ograniczonej i nietolerancyjnej, aby przekonać innych. Możemy robić wszystko, tylko nie upokarzać naszego umysłu, który od długiego czasu szuka swojego lepszego, holistycznego i kosmicznego umiejscowienia".

W Montefeltro, ziemi mitów i legend, znajduje się przepiękna budowla, cudowny przykład sztuki fortyfikacyjnej, która od dłuższego czasu budzi zainteresowanie pasjonatów nierozwikłanych tajemnic: Rocca z Sassocorvaro. Posągowa i elegancka - mimo, że docenia się jej piękno i zawsze cytuje się ją w traktatach architektonicznych - nie ma Rocca dokładnie określonej historii. Szukając dokumentów, które wypełniłyby luki historyczne i archiwalne, niektórzy badacze historii lokalnej, rozczarowani tradycyjnymi środkami badawczymi, postanowili posłużyć się archeologią psychiczną. Ta odważna inicjatywa nie powstała spontanicznie, lecz została pobudzona przez dziwne sny jednego ze wspomnianych badaczy, którego nazywać będziemy Gren. Powróciwszy do swojego rodzinnego miasta Sassocorvaro, po wielu latach nieobecności spowodowanych pracą, Gren przeżył kilka doświadczeń onirycznych, które wiodły go nieodmiennie do pomieszczeń twierdzy.

Sny te następowały po sobie w bardzo precyzyjnych odstępach czasowych i wiodły go przez ciekawy podziemny korytarz przebiegający pod posadzką. Gren, dzięki temu, że kolejny sen zaczynał się tam, gdzie kończył sen z poprzedniej nocy, przeszedł cały korytarz, obserwując wszystkie szczegóły. Przekonany o rzeczywistym istnieniu podziemnego przejścia, o którym mówiły różne legendy, Gren zaprowadził do Rocca niektórych jasnowidzów, prosząc ich, aby opisali swoje wrażenia, w sposób nie wpływający na doznania innych. Wszyscy badacze psychiczni dostarczyli informacje i wskazówki, które w pełni odpowiadały onirycznej wycieczce Grena. Co więcej, ważne szczegóły zgadzały się w opisach samych jasnowidzów, dzięki czemu, analizując ich sprawozdania, można było stworzyć "idealną, podziemną trasę". Również kilku mieszkańców Sassocorvaro, którzy nie mieli styczności z parapsychologią i nie wiedzieli nic o prowadzonych badaniach, opowiadało Grenowi swoje sny, które doskonale wkomponowywały się w tworzoną przez jasnowidzów mozaikę. Badania zataczały coraz szersze kręgi. W części podziemi udostępnionej do zwiedzania zaczęły mieć miejsce dziwne zjawiska magnetyczne; dochodziło do niepokojących nawiedzeń. Szczególnie często w snach i doświadczeniach ESP przeprowadzonych na miejscu występowały postaci mężczyzny i kobiety o blond włosach. Po przestudiowaniu cech obu postaci, badacze doszli do wniosku, że odpowiadały one rzeczywistym postaciom historycznym.

Ostatnie informacje na temat Rocca pochodzą z badania przeprowadzonego na miejscu przez Centrum ESP z Rzymu i przez Umberto Di Grazia, który "widział" podziemne przejście z jego rozgałęzieniami, lokalizując jego wylot na poziomie krypty dołączonej do starożytnego kościoła - dziś już nieistniejącego - na którego miejscu zbudowano garaż. Po kontroli na miejscu wrażeń, jakich jasnowidz doświadczył wcześniej, posługując się niektórymi obrazami okolicy, stwierdzono, że wymiary rzeczywiście odpowiadały wymiarom garażu, zbudowanego na podstawie starożytnego kościoła św. Franciszka. Te oraz inne zgodności (morfologia terenu, wypukłości, bliskie połączenia), są dotąd badane przez ekspertów. Można mieć nadzieję, że rezultaty będą poddane analizie naukowej i weryfikacji. Twierdza, w której "coś można wyczuć", żyjąca podziemnymi fluidami, które czynią ją tak bardzo tajemniczą, zasługuje na ponowną, sprawiedliwą ocenę, do jakiej jasnowidze skłonili, być może, swoimi badaniami. Nie należy również lekceważyć aspektu ezoterycznego. Niektórzy eksperci w dziedzinie symbolizmu odnaleźli tam mniej lub bardziej ukryte symbole inicjacyjne. Już sama zoomorficzna forma budowli zdaje się sugerować, poza masywnością, symboliczne wyrażenie nieśmiertelności. Żółw jest wschodnim symbolem wszechświata, gdzie grzbiet w formie kopuły przedstawia niebo, zaś brzuch symbolizuje ziemię. Przy dokładniejszym zbadaniu mapy fortu dostrzec można trzy przenikające się okręgi, które tworzą jedno: mogłyby symbolizować fuzję triady ciało - duch - dusza, trzech zasad życia. Poza tym, rysując właściwie linie między punktami zewnętrznymi, można otrzymać symbol Salomona, silną pieczęć magiczną. W podziemiach znajdują się drzwi zamknięte przez skałę. Nad ich funkcją zastanawiają się dotąd naukowcy. Być może zamykają dostęp do pomieszczeń znajdujących się pod dziedzińcem wewnętrznym, zbudowanym z kamieni na których znajdowały się podobizny kół i gwiazd. Pytania pozostają bez odpowiedzi, w oczekiwaniu na nowe dane, które potwierdzą wartość stawianych hipotez.
Siedemnastowieczna Rocca di Sassocorvaro od trzech lat gości Konwent parapsychologii i misteriozofii, organizowany przez Grupę Telesma. W 1984 roku w roli prelegenta wystąpił właśnie Umberto Di Grazia, który w dniach konwentu przeprowadził kilka badań w zakresie archeologii intuicyjnej, które mogłem obserwować od początku do końca. Janowic, posługując się topograficzną mapą tamtego rejonu (co było dla niego niezbyt przyjemne, jako że przyzwyczajony był do praktykowania archeologii dynamicznej, realizowanej na otwartym powietrzu, czyli psychometrii środowiska), wskazał kilka miejsc, które oddziaływały na niego najmocniej, a następnie opisał ich cechy morfologiczne i świadectwa archeologiczne, które odbierał mentalnie. Jako pierwszą wskazał miejscowość znajdującą się w pobliżu Sassocorvaro, Ca’ Bernino, gdzie rzymski jasnowidz stwierdził obecność średniowiecznych ruin: podmurowanie z wypalanych cegieł, wysokie na około pół metra, które było elementem budynku militarnego.
Na miejscu badanie nie było wygodne, gdyż należało wspiąć się po stromym zboczu, a następnie wejść do gęstego lasu, ale trud opłacił się dzięki wspaniałemu wynikowi: w oznaczonym miejscu odnaleziono resztki średniowiecznej budowli, co przewidział i narysował Di Grazia. Również istnienie czterech innych celów zostało pozytywnie zweryfikowane. To oczywiste, że pomoc jasnowidzów, jakiej mogą udzielić archeologom w ich badaniach, jest znacząca i należy wziąć ją poważnie pod uwagę: oficjalna nauka nie może więcej zamykać oczu, oraz izolować się w getcie dogmatyzmu. Uzyskawszy pewną swobodę działania, możliwe jest dla archeologii intuicyjnej posłużenie się mapą, a następnie – na wskazanym przez jasnowidza miejscu – odnalezienie, dzięki sferze psychicznej, nieznanych dotąd obiektów archeologicznych. Warto spróbować. „Ryzyko pomyłki i rozczarowania – pisze prof. Martin – jest wielkie.
Sądzę jednak, że nie powinno się rezygnować z możliwości pozytywnego zaskoczenia”. Tymczasem Jeffrey Goldman, który jest uważany za „ojca” archeologii psychicznej, którą posłużył się między innymi dla odkrycia prymitywnych osad ludzkich w Arizonie, uderzony przez wyjątkowość uzyskanych rezultatów, a jednocześnie poruszony upartym niedowiarstwem oficjalnej nauki, zwykł mawiać na konferencjach: „Jeśli nie wierzycie w możliwości archeologii psychicznej lub jeśli nadał macie jakieś wątpliwości, rzucam wam wyzwanie: spotkajmy się w terenie. Kastet zostawcie w domu – w tym pojedynku nie będzie wam potrzebny. Weźcie raczej łopatę. To nie będzie pole bitwy, ale pole wykopaliska. Jednym słowem: motyka a nie słowa. Poza tym, tego rodzaju doświadczenia – należy jeszcze raz to podkreślić – są jednym z bardziej ewidentnych przykładów na praktyczne użycie zdolności paranormalnych, oraz demonstracją pożytku, jaki przynieść mogą jasnowidze społeczeństwu i nauce, która rozwijała się często dzięki naukowcom, którzy studiowali fenomeny, jakich istnienie ortodoksja negowała. Można mieć nadzieję, że również we Włoszech ten rodzaj badań zawierzony zostanie wyspecjalizowanym grupom badawczym, ponieważ, jak pisze w swoim artykule Gabriele Pietronilli: „ ponad wszelkim możliwym teoretyzowaniem naukowym czy paranormalnym pozostaje obiektywność i wyjątkowość odkryć dokonanych dzięki „mediumizmowi”. Zdaje się, że antyczne ruiny pobudzone przez swego rodzaju historycznej nemezis, mówi do nas przez ludzi, którzy wydobywają na światło dzienne niemal żywotne demonstracje ferworu kulturowego i mądrości przeszłych pokoleń”.
Fabio Filippetti
Źródło: http://www.coscienza.org/

piątek, 18 lipca 2008

Hanussen - jasnowidz Hitlera


"Hanussena nie było widać. Nagle, ukryte w jakiejś części sali organy zaczęły grać muzykę Wagnera. Światła zaczęły gasnąć, aż zgasły zupełnie i tylko oślepiający reflektor rzucał strumień światła na środek sceny, która powoli zaczęła, się poruszać. Na jej środku pojawiła się szczelina: dwa panele zaczęły odsuwać się od siebie. Z powstałego otworu majestatycznie wyłonił się tron, który wzniósł się na wysokość pięciu metrów. Na tym hebanowym tronie siedział Hanussen ubrany w szkarłatną szatę. W dłoniach trzymał duży kryształ, w którym mieniły się kolorowe refleksy światła. Na jego obliczu malował się zachwyt. (...) Hanussen zaczął mówić i zdawało się, że jego głęboki głos wydobywa się ze ścian sali. (...) Przepowiedział morze krwi i wojnę z Anglią, Europą i Ameryką".

Taka jest treść sprawozdania kolegi jasnowidza i iluzjonisty - przytoczonego przez Mela Gordona, docenta na Uniwersytecie kalifornijskim w Berkeley, w jego książce Mag Hitlera - z rozpoczęcia ostatniego publicznego seansu Herschmanna Chaima Steinschneidera (1889 - 1933), maga, który występował w teatrach połowy Europy, Środkowego Wschodu i Stanów Zjednoczonych, pod pseudonimem Erik Jan Hanussen, ciesząc się dużą popularnością w latach '20 i '30 zeszłego wieku. Opisywany seans maiał miejsce 26 lutego 1933 roku w ramach inauguracji fantasmagorycznego "Pałacu Okultyzmu", jaki mag - który mimo skromnego pochodzenia dorobił się prawdziwej fortuny - kazał zbudować w Berlinie. Była to "świątynia pogańska" ze "ścianami wyłożonymi złotem i statuami z czystego marmuru z Carrary", oraz "gigantycznym posągiem z brązu przedstawiającym Hanussena, przybranym w togę na podobieństwo Cezara. Obok niego stały "marmurowe figury jasnowidzów z mitologii klasycznej: wyrocznia z Delfów i grecka Sybilla".

Między "posągami Buddy i terrarium zawierającym jadowite węże i egzotyczne gady", olbrzymia statua jaką postawił sobie Hanussen, wznosiła "lewe ramię w geście nazistoskiego zwycięstwa". W jego seansach uczestniczyli najważniejsi decydenci partii narodowo - socjalistycznej, do której należał. Sam Hitler poznał go i uważał za przyjaciela. Na zakończenie seansu z 26 lutego, czeska aktorka Maria Paudler, zahipnotyzowana przez Hanussena opisała "wielki gmach trawiony przez ogień". Dwadzieścia cztery godziny później, ze szczegółami bardzo podobnymi do tych, które zostały opisane podczas seansu, spłonął Reichstag. Podpalenie przypisano komunistycznym rewolucjonistom, co stało się dla Hitlera okazją do uzyskania specjalnej władzy. Rozpoczęła się długa noc nazistowskiej dyktatury.

Jednak naziści nie kontrolowali jeszcze całej prasy i przepowiednia Hanussena była komentowana w ostrych tonach. Być może Hanussen jest prawdziwym jasnowidzem. Jednak, jak myślało wielu, jest tylko genialnym szarlatanem, wcześniej dowiedział się o pomyśle podpalenia Reichstagu od swoich nazistowskich kolegów, którzy są za ten czyn odpowiedzialni. Chyba, że to on sam zorganizował podpalenie, którego materialnymi wykonawcami były osoby poddane jego zdolnościom hipnotycznym, w które nikt nie wątpi. Jasnowidz podał swoich oskarżycieli do sądu, ale przetrwanie nowego reżimu zostało zagrożone. 25 marca 1933 roku o świcie Hanussen został zabrany z domu i przewieziony do siedziby Gestapo, gdzie został zamordowany trzema strzałami z pistoletu. Jego rozłożone ciało znaleziono 7 kwietnia w lesie na peryferiach Berlina. Zabójstwo - jak wiele innych w tamtym roku - zostało archiwizowane jako dzieło nieznanych sprawców.
Historia podpalenia Reichstagu jest wystarczająca, aby wytłumaczyć, dlaczego reżim uznał, że należy pozbyć się maga. Lecz jest coś jeszcze. Prasa antynazistowska - pomimo ciągłych zaprzeczeń jasnowidza i samych nazistów - posiadała dokumenty, które pozwalały na udowodnienie, że zaufany człowiek Hitlera i wielu innych przywódców partii antysemickiej, nie jest - jak twierdził - duńskim katolikiem, ale Żydem, którego rodzina pochodziła z Prossnitz w Czechach, urodzonym 2 czerwca 1889 roku w dzielnicy biedoty Ottakring, we Wiedniu. Chociaż w międzyczasie jego rodzina wymarła, to wywodzi się on w prostej linii od Aarona Daniela z Prossnitz (1769 - 1809), chasydzkiego rabina zwanego Steinschneider (Kamieniarz), które to nazwisko przejdzie na pseudo - Hanussena, ze względu na produkowane przez niego "kabalistycznych amuletów na papierze za pomocą bloczków z wygrawerowanych kamieni". Hermann Goering, osobisty wróg Hanussena i jego protektorów z partii narodowo-socjalistycznej (wielu z nich zamordowano podczas "nocy długich noży", 30 czerwca 1934 roku) okazał wielkie zainteresowanie żydowskim pochodzeniem maga i zebrał dossier, które pozwalało rozwiać wszelkie wątpliwości w tej sprawie. Trzeba więc było, za wszelką cenę, zakończyć skandal godzący w nazizm.

To bardzo dziwne - jak zauważa Gordon - ale nazwisko Hanussena zostało na długi czas usunięte z literatury na temat początków narodowego socjalizmu. Za pomocą prawdziwych fałszerstw historycznych relacje dotyczące spalenia Reichstagu były publikowane lub tłumaczone, pomijając to wszystko, co odnosiło się do austriackiego maga. Najpierw sami naziści, potem "politycznie poprawni" historycy, czuli głęboki wstręt wobec perspektywy przyznania, że żydowski jasnowidz wspierał Hitlera w chwilach trudnych i decydujących, oraz że odegrał rolę bynajmniej nie drugorzędną w wydarzeniach dotyczących nazistów w ważnych dla tego reżimu latach 1932 i 1933.

Osobą Hanussena nie zainteresowali się w ogóle tzw. badacze "nazizmu magicznego", znanego w literaturze akademickiej pod nazwą "ariozofia". Chodzi tu o nurt badań, różnych od zwykłego sensacjonalizmu, znany przede wszystkim dzięki badaniom Nicholasa Goodricka - Clarke'a, autora dzieła Okultystyczne korzenie nazizmu, który na bazie rasistowskiej wersji ideologii pochodzenia teozoficznego, proponuje okultystyczną lekturę historii, zbudowana na odniesieniach do przeszłości germańskiej i próby odnowy religijności pogańsko - germańskiej, która przeżyła w średniowieczu pod postaciami pozornie chrześcijańskimi. W środowisku tym, związanym z mrzonkami o nowych templariuszach i ze światem ezoteryzmu i okultyzmu, Hanussen nigdy nie był obecny: nie jest cytowany w jego dziełach i być może nigdy się z nim nie spotkał.

Hanussen jest postacią całkowicie różną; w bardzo młodym wieku zaczął występować w cyrkach, a następnie w spektaklach dla oddziałów żołnierzy walczących na frontach I wojny światowej; dla pasażerów statków wycieczkowych; dla klientów klubów nocnych, kabaretów, teatrów a nawet kilka razy burdeli. Chociaż pod koniec swojej kariery występował na "wielkich" scenach, to przez dwadzieścia lat swojej działalności zachował styl odpowiadający szemranym lokalom goszczącym nierzadko kryminalistów i prostytutki, odpowiednikom amerykańskich prowincjonalnych carnival - cyrkom dla dorosłych, gdzie spektakle iluzjonistów i popisy siłaczy następowały na zmianę ze stripteasem i silnymi aluzjami erotycznymi. Przez lata Hanussen - zanim zaczął ukrywać swoje żydowskie pochodzenie - toczył zażartą walkę z innym kandydatem do tytułu króla rozrywki dla ludności dzielnic żydowskich, "najsilniejszym człowiekiem świata", Polakiem, Zygmuntem Breitbartem. Po licznych oskarżeniach i wzajemnych złośliwościach, obaj zostali przyjaciółmi.

Tak Hanussen, jak i Breitbart żyją w okresach, gdy wszystko idzie dobrze i takich, gdy nie stać ich na przyzwoity posiłek i muszą uciec się do małych oszustw, kradzieży czy szantaży. Obaj mają talenty naturalne, ale również bezwstydnie uciekają się do wulgarnych sztuczek i oszustw. Ostatecznie Hanussen zdobył sławę, gdyż nie ograniczył się do uwodzenia kobiet, aby uzbierać "harem" kochanek (oprócz trzech żon), z czym łączy się pewna skłonność do perwersji seksualnych, ale wprowadzał do swoich seansów - podczas których hipnotyzował swoje asystentki mniej lub bardziej kusząco ubrane - odrobinę erotyzmu w tonie i stylu cafe' - chantant ówczesnej epoki.

Mimo to Hanussen pozostaje tajemnicą. Mimo, że w wielu dziełach wyjawiono jego sztuczki iluzjonistyczne, liczne przepowiednie Hanussena dotyczące zdarzeń o większym lub mniejszym znaczeniu, które sprawdziły się w zaskakujący sposób. Poza tym rezultaty pewnej liczby doświadczeń przeprowadzonych przez naukowców pozytywistów i sceptyków skłoniła ich do uznania, iż posiada on, trudną do wyjaśnienia, zdolność czytania w myślach. Najbardziej banalne sztuczki koegzystują w karierze Hanussena z fenomenami, które najbardziej fascynują parapsychologów. Liczni rzekomi jasnowidzowie uwierzyli, że posiadają prawdziwe zdolności, udając wiarę we własne mistyfikacje. Tymczasem w przypadku Hanussena - według niektórych badaczy parapsychologii - rzecz miała się zupełnie odwrotnie: "uważał się za oszusta i tak postępował, a w rzeczywistości był prawdziwym jasnowidzem". Być może mag, Żyd wywodzący się z rodu rabinów hasydzkich, który został nazistą (formalnie nawrócił się na katolicyzm i jako katolik został pochowany), "tak brzydził się swoim pochodzeniem, że nie potrafił właściwie zrozumieć swoich nadzwyczajnych zdolności". Jak we wszystkich podobnych przypadkach, ocena - szczególnie wiele lat po śmierci ich bohaterów - jest bardzo trudna. Jednak nie ma powodu, aby usuwać Hanussena z wielkiej i małej historii okresu międzywojennego, gdyż jego życie było, być może, jednym z tych przypisów, które rzuca nowe światło na najważniejsze wydażenia zapisane w księdze hisrorii tamtego okresu.

wtorek, 15 lipca 2008

Nauka a NDE



Co dzieje się z osobami, które znajdują się na progu śmierci z powodu wypadku czy ciężkiej choroby, z których jednak udaje im się wyzdrowieć? Doświadczenie znalezienia się w obliczu śmierci (Near-Dead Experience) jest dla tych, którzy go doświadczają szczególnie intensywne i pełne emocji. Zwykle towarzyszą mu wizje światła w głębi tunelu, poczucie komfortu a przede wszystkim wrażenie opuszczania swego ciała i oglądania go z innej perspektywy. Niektórzy pacjenci, którzy wyszli ze śpiączki twierdzą, że obserwowali swoje ciała z rogu sali, podczas gdy lekarze ich operowali; inni opowiadają, iż po doznanym wypadku samochodowym widzieli swoje ciała leżące na ziemi i byli reanimowali. Dla wielu ludzi doświadczenie to stanowi dowód zarówno na istnienie duszy, która może istnieć poza ciałem, jak i na "zaświaty", do których dusza ta się udaje.
Cóż w rzeczywistości przydarza się tym osobom? Czy istnieją podobne doświadczenia mające miejsce w innych okolicznościach, które mogłyby wytłumaczyć ich naturę?

Sytuacje bardzo podobne do tych wyżej opisanych mają miejsce w wielu innych okolicznościach i są tłumaczone za pomocą zwykłych procesów neurofizjologicznych i psychologicznych. Na przykład wizja tunelu może być powodowana przez naturalny proces neuropatologiczny, który zachodzi w mózgu - szczególnie we włóknach nerwów optycznych - gdy zaczyna mu brakować tlenu - może to mieć miejsce w następstwie uszkodzenia czaszki - co prowadzi do inhibicji aktywności komórek nerwowych. W następstwie dochodzi do zawężenia pola widzenia, stwarzając w ten sposób wrażenie widzenia przez tunel. Z visusem poznawczym ograniczonym do jakiś świetlistych widm dążących ku bieli.
Również wrażenie opuszczania swego ciała i widzenia go z innej perspektywy nie występuje jedynie w przypadku NDE. Identyczne sytuacje opisywane są przez ludzi, którzy znajdowali się w szczególnych stanach zmęczenia czy w sytuacjach o dużym natężeniu emocjonalnym. Mechanizm ten znany jest w psychopatologii jako "depersonalizacja psychosomatyczna" i zalicza się do sfery zaburzeń dysocjacyjnych. W sytuacji wielkiego stresu emocjonalnego (wypadek, bliskość operacji chirurgicznej, lęk w obliczu śmierci, czy nawet zła wiadomość) człowiek może doznać wrażenia, że jego ciało znajduje się w innym miejscu i widzieć je jakby w "oderwaniu od siebie". Służy to złagodzeniu szoku wywołanego przez stresogenną sytuację. Pośrednim przykładem może być sytuacja, w której wyobrażamy sobie jakąś czynność. Na prośbę: przywołaj w pamięci obraz tego, co jadłeś na śniadanie dziś rano, człowiek widzi mentalnie wspomnianą scenę w trzeciej osobie. Nie widzi jej w perspektywie pierwszej osoby. Innymi słowy nie wyobraża sobie łyżki zbliżającej się do ust, albo bułki znikającej pod nosem, ale przedstawia sobie całą scenę z zewnątrz i "widzi siebie" jak spożywa śniadanie. To właśnie zachodzi w opisanych wyżej przypadkach: człowiek, wspominając wydarzenie lub doświadczając go w chwili, w której ma ono miejsce, przesuwa percepcję na zewnątrz i widzi się z zewnątrz.

Istnieje również hipoteza połączenia telepatycznego między chorym i personalem medycznym, który nim się zajmuje, a który byłby oczyma i uszami umierającego. Sytuacje silnego stresu, świadomego lub nie, mogłyby uaktywniać zdolności umysłu głęboko ukryte w naszej naturze.

Słyszenie dźwięków ( i tego, co dzieje się wokół) bierze się stąd, że nie wszystkie komórki umierają w tej samej chwili. Szczególnie w mózgowiu neurony korowe płata czołowego i ciemieniowego, jako pierwsze przestają funkcjonować. Tymczasem neurony odpowiedzialne za odbieranie dźwięków, umiejscowione w płacie skroniowym "gasną" później, zatem mogą funkcjonować, pozwalając choremu na słyszenie tego, co dzieje się wokół niego (głosy lekarzy, hałas w tle itp.), które w jakiś sposób są rejestrowane, a następnie przerabiane w momencie "wskrzeszenia". Poza tym może dojść do zjawiska, w którym dana osoba wierzy, że widziała rzeczy, które w rzeczywistości słyszała. Innym przykładem dla wyjaśnienia tej ostatniej hipotezy, może być fakt, że gdy słyszymy hałas przy zamkniętych oczach, czyli nie angażując wzroku, niemal bezwiednie zaczynamy wyobrażać sobie przyczynę dźwięku, czasami przy pomocy jakiejś scenki mentalnej.
Doświadczanie absolutnego komfortu jakiego doświadczają osoby klinicznie martwe może wynikać ze zmiany funkcjonowania systemu zarządzającego bólem, który w normalnym życiu dostarcza nam wrażeń nieprzyjemnych. Jest on ściśle związany z systemem nerwowym, a skoro neurony jako pierwsze doświadczają szkody z powodu braku tlenu, można się domyślać, że jest to jeden z pierwszych systemów, które przestają funkcjonować.

Wiara w życie po śmierci sprawia, że dana osoba rekonstruuje swoje wspomnienia, dodając nieświadomie elementy i wyobrażenia, które należą wyłącznie do sfery fantazji, wyznawanej wiary i sumienia (ten, kto opowiada, że widział ogień piekielny, zwykle zdaje sobie sprawę, że nie żył zbyt moralnie). Doskonały materiał do badań znajdujemy w kulturze tybetańskiej, szczególnie w Księdze zmarłych, która wprowadza w życie tuż po śmierci - okres ten trwa 49 dni. Następnie dusza zmarłego, po tym okresie niewygody i iluminacji, która zależy od świadomości umierającego, który wie jak zachowywał się w swoim życiu, dociera do celu, jakim jest raj lub piekło dla katolika, reinkarnacja dla buddysty, 7 dziewic i rzeki lekiem i miodem płynące itp. - czyli do tego, co jest projekcją mentalną religijnego "ja" kazdej osoby.
Nauka dostarcza możliwe wytłumaczenia zjawiska NDE rozumianego również jako przywrócenie do życia człowieka, który został uznany za zmarłego. Jednak byłoby czymś upraszczającym wytłumaczenie tego, co dla wielu jest niewytłumaczalne, jedynie za pomocą fizjologii.
Sytuacji, w których znajduje się umierający człowiek nie można opisać i być może nigdy nie da się poznać reakcji organiczno - komórkowych naszego ciała w chwili tak wielkiego stresu.

Dott. T.O. Marco Garbati

Duch św. Piotra.


W 2005 roku Stephen Wagner przebywał na 2 tygodniowej podróży po Włoszech. Zwiedzając Bazylikę św. Piotra na Watykanie, zrobił zdjęcie pod kopułą przy ołtarzu grobu Księcia Apostołów. Fotografie wykonano aparatem cyfrowym, bez flesha (jego użycie w Bazylice jest zabronione). Inne zdjęcia wykonane wcześniej i później nie wykazują żadnych zmian.


źródło: paranormal.about.com

poniedziałek, 14 lipca 2008

Bilokacja siostry Marii Coronel de Agreda



Roczniki cudów uznanych przez Kościół obfitują w udokumentowane, historyczne raporty, które budzą szczególne zainteresowanie badaczy parapsychologii. Niewiele życiorysów chuchowych można porównać z historią pokornej Pani w Błękicie, siostry Marii Coronel de Agreda. Jak sama twierdziła, siostra Maria miała dar bilokacji, czyli pojawiania się w dwóch różnych miejscach w tym samym czasie. W latach 1620 - 1630 miało to miejsce około 500 razy. Urodzona w Hiszpanii, w 1602 roku, w pobożnej rodzinie mieszczańskiej, siostra Maria miała już od dziecka intensywne wizje. Bardzo łatwo wpadała też w trans ekstatyczny.


W młodym wieku wstąpiła do franciszkańskiego klasztoru Niepokalanego Poczęcia w Agreda. Tu narzuciła sobie styl życia, który obfitował w długie posty, pozbawienie snu, biczowania. Wśród cudów przypisywanych jej w tym okresie znajduje się niepokojąca zdolność odpowiadania na niewypowiedziane mysli innych ludzi, lewitacja nad posadzką klasztoru jej kruchego ciała, ale sławna była przede wszystkim ze względu na jej zdumiewającą zdolność bilokacji.


Opowiada się, że jej projekcje astralne przenosiły ją przez Ocean Atlantycki aż do pustynnych obszarów siedemnastowiecznego zachodniego Teksasu, gdzie odpowiadała na fizyczne i duchowe potrzeby półnagich czerwonoskórych. Ze wszystkich plemion indiańskich, jakie zamieszkiwały południowo - zachodnie obszary amerykańskie przed przybyciem "Conquistadores", najmniej znani sa biedni Jumanos, którzy rozmieszczeni byli wzdłuż Rio Grande, w okolicy dzisiejszego Presidos, w Texasie. Na początku migracji hiszpańskiej z Meksyku, z Jumanos zetknął się ojciec Alonzo de Benavides, franciszkanin. Z wielkim zdziwieniem stwierdził, że indianie ci, w większości myśliwi i zbieracze, byli już nawróceni na chrześcijaństwo. Co więcej, twierdzili oni, że stało się to za sprawą tajemniczej "kobiety w błękicie", która dała im różańce, leczyła ich rany i przedstawiła im przesłanie Jezusa Chrystusa.


Zdziwiony i poruszony, ojciec Benavides zapytał niezwłocznie drogą listowną papieża Urbana VIII i hiszpańskiego króla Filipa IV, kto był jego poprzednikiem. Nie uzyskał odpowiedzi do 1630 roku, kiedy to wrócił do Hiszpanii i dowiedział się o cudach siostry Marii. Gdy odwiedził ją w klasztorze zauważył, że habit tego zakonu ma kolor błękitny.

Duch przyszedł po swego psa


Joe Benson z Wendover, Utah, był duchowym przywódcą indian Goshute. Towarzyszył mu zawsze piękny owczarek niemiecki, który wabił się Sky. Kiedy Benson posunął się w latach i niedowidział, Sky był jego przewodnikiem i chronił go przed niebezpieczeństwami. Jednak zdrowie Bensona ulegało ciągłemu pogorszeniu i pewnego dnia, pod koniec 1962 roku, oświadczył on swojej żonie Mable, że ma wrażenie, iż wkrótce umrze. Mable poinformowała resztę rodziny, która szybko zebrała się u wezgłowia jego łóżka. Jako, że porzucili zwyczaje indiańskie, nalegali aby został on zawieziony do szpitala w pobliskim Owyhee, Nevada.
Ignorując protesty chorego i głuche warczenie psa, umieścili go w szpitalu. Benson niedługo pozostawał w szpitalu. Kiedy lekarze zobaczyli, że nie mogą mu już pomóc, wysłali go do domu, gdzie krótko później, w styczniu 1963 roku, zmarł. Po ceremoniach pogrzebowych wielu obecnych chciało zabrać Sky'a, jednak pani Benson, widząc że pies jest złamany przez cierpienie jeszcze bardziej niż ona, uznała, że oddanie go byłoby czymś niewłaściwym i postanowiła zatrzymać go przy sobie. Dziesięć dni później, wyglądając przez okno zauważyła, że ktoś idzie w kierunku jej domu, zapaliła więc kuchenkę i przygotowała kawę. Kiedy podniosła wzrok, w progu domu dostrzegła osobę, której nie mogła pomylić z nikim innym na świecie: to był jej zmarły mąż. Wierna tradycjom swego ludu, kobieta oświadczyła mu, że jest martwy i dlatego nie ma czego szukaą na tym świecie. Joe Benson przytaknął i powiedział:
-Już sobie idę. Przyszedłem tylko po swojego psa.
Zagwizdał i Sky, machając radośnie ogonem, przybiegł do kuchni.
-Chcę swoją smycz - powiedział Benson. Jego żona zdjęła ją z haczyka przytwierdzonego do ściany i podała mu ją, uważając przy tym, aby nie dotknąć ducha.
Ten przytwierdził smycz do obroży psa, wyszedł z kuchni, zszedł po schodach i odszedł dróżką, która okalała wzgórze. Po kilku minutach wahania, pani Benson pobiegła na drugą stronę wzgórza. Po jej zmarłym mężu i psie nie było nawet cienia. Arvilla Benson, córka Joe i Mable, która mieszkała po sąsiedzku, była świadkiem tej dziwnej wizyty, co potwierdziła w złożonym na piśmie i pod przysięgą oświadczeniu: "Widziałam mojego ojca wchodzącego do domu i kilka minut później wychodzącego z psem na smyczy. Widziałam, jak moja matka idzie za nim i odruchowo poszłam za nią. Kiedy dotarłam na szczyt wzgórza, mojego ojca i jego psa już tam nie było". W kolejnych dniach młodzież z rodziny szukała psa, ale bezskutecznie. Tak, jakby Sky odszedł, wraz ze swoim ukochanym panem, do innego świata.

piątek, 11 lipca 2008

Wojna mentalnych szpiegów


Pierwsza sensacyjna informacja pojawiła się w listopadzie 1991 roku: Psi Tech, firma amerykańska z siedzibą w Maryland, szpiegowała dla Narodów Zjednoczonych sekretne arsenały Saddama Husseina, posługując się grupą "widzących"!

Dzięki grupie potężnych telepatów dyrektor Psi Tech, Edward Dames, były pracownik CIA, nakreślił precyzyjną mapę sekretnych instalacji irackiego dyktatora. Telepaci z Psi Tech odnaleźli dwa obiekty służące do produkcji broni biologicznej - plany ich rozmieszczenia dostarczono następnie Pentagonowi. Informacja ta okazała się tym bardziej dziwna, że już w 1988 roku rząd USA oświadczył, iż nie ma żadnej intencji korzystać z pomocy medium i telepatów gdyż "wszystkie testy mające zweryfikować istnienie zdolności paranormalnych dały wynik negatywny". Jednak w rzeczywistości sprawy wyglądały zupełnie inaczej.
Co więcej, w listopadzie 1995 roku z archiwów CIA, tajnych służb amerykańskich z siedzibą w Langley, w Wirginii, wydostała się informacja, że przez ponad dwadzieścia lat tajne służby USA posługiwały się medium i telepatami w ich nieoficjalnej działalności (czy też "black projects"). Szczególnie w akcji odnalezienia libijskiego przywódcy Ghedaffiego, w 1986 roku; uwolnienia generała Doziera porwanego we Włoszech przez Brigate Rosse; ustalenia miejsca pobytu nowych radzieckich łodzi atomowych i wreszcie odnalezienia północnokoreańskich centrali produkujących pluton.
Sześciu potężnych telepatów, których tożsamości nie ujawniono, działali w bazie w Meaden (Waszyngton), w ramach programu "Stargate". Grupa ta, dla penetrowania w umyśle wroga posługiwała się przede wszystkim telepatią. W 1994 roku Kongres USA zawetował ten rodzaj doświadczeń, uznając je za bezużyteczne i kosztowne, ale ministerstwo obrony zaprotestowało, twierdząc, że "zdolności pozazmysłowe istnieją i można je wykorzystać". Rzeczywiście, wspomnianym telepatom udało się, w przeciągu lat, ustalić np. miejsce lokalizacji libijskich obozów szkoleniowych dla terrorystów.
"Kiedy nasze top gun bombardowały Trypolis w nadziei, że zabiją Ghedaffiego, telepaci wskazali precyzyjnie cel. Jednak tej nocy libijski przywódca spał gdzie indziej i dzięki temu uniknął śmierci. To nie jest wina telepatów." Śledztwo w sprawie widzących z Meaden przeprowadzili, dla Kongresu, prof. Jessica Utts z Uniwersytetu w Kalifornii i Ray Hayman z Uniwersytetu w Oregonie. Podczas gdy prof. Utts twierdziła, że warto kontynuować badania, Hayman okazał całkowity sceptycyzm, gdyż telepaci mieli rację tylko w 15% przypadków. Od tamtego czasu rząd oficjalnie zawiesił ich finansowanie; wiadomo jednak, że szpiegostwo mentalne jest dalej praktykowane, dzięki nieoficjalnym dotacjom dla CIA.
Rosjanie robią to samo i dłużej od Amerykanów. Już w 1940 roku na Kremlu przebywał Wolf Messing, polski Żyd poszukiwany przez nazistów nie tylko ze względu na swoje pochodzenie, ale dzięki swojemu proroctwu, w którym przepowiedział klęskę Hitlera, jeśli ten zaatakuje Rosję. Bliski Stalinowi, Messing chętnie demonstrował swoje zdolności kontroli mentalnej. Pewnego razu zdołał dostać się do wiejskiego domu sowieckiego przywódcy, sugerując mentalnie jego ochronie, że jest Berią, wszechmocnym szefem tajnej policji radzieckiej.
Jednak możliwość walki z nieprzyjacielem przy użyciu telepatów, zastosował w praktyce Stalin - według parapsychologa Massimo Inardi - "w 1953 roku, kiedy odkrycie osób obdarzonych zdolnościami telekinetycznymi pozwoliło zrodzić się, w siłach zbrojnych, pomysłowi ich wykorzystania w celach praktycznych, takich jak: przechwytywanie telepatyczne planów strategicznych, zakłócanie funkcjonowania urządzeń taktycznych (rakiet, samolotów, radia itp.), aż do neutralizacji na odległość broni nuklearnej". Tego roku narodziła się psychotronika, czyli "nauka o rzeczywistych energiach ludzkich".

Badania bardzo posunęły się do przodu, od kiedy rząd zaangażował medium i telepatów o niezwykłych zdolnościach. Byli wśród nich Karl Nikolajew i Jurij Kamienskij, którzy od 1965 roku wykonali serię trudnych doświadczeń komunikacji mentalnej na odległość setek kilometrów, osiągając rezultaty do tego stopnia zdumiewające, że Kremlin powołał do istnienia liczne instytuty badawcze nad fenomenami ESP nie tylko w stolicy, ale również w Nowosibirsku, Odessie, Taganrogu i Ałma Acie. Badania te posunęły sie tak daleko, że w grudniu 1992 roku prasa światowa podała informację - nie wiadomo do jakiego stopnia poważną - że sowieci posiadają maszynę psychotroniczną zdolną amplifikować pragnienia i pozwalając właściwie pokierowanym telepatom zabijać na odległość!

Szczegóły na temat tej broni posiadamy oczywiście dzięki niedyskrecjom pochodzących z informacji zebranych w dokumencie top secret zatytułowanym "Inwentarz informacji, których publikacja jest zabroniona" - tajemniczym woluminie liczącym sobie czterysta stron i uaktualnianym corocznie przez organa cenzury krajowej. W jednym z rozdziałów tego wojskowego tekstu znajduje się sekcja poświęcona właśnie broni pozazmysłowej. Cytuje się tu zeznania czterystu obywateli rosyjskich, którzy uskarżali się na niezwykłe bóle, czy prawdziwe zmiany psychiczne wywołane przez szpiegów mentalnych. Wśród ofiar znajdował się były pułkownik KGB, który gotów był zeznać, że podobne urządzenia używane były celem wywołania zamachów stanu i wyeliminowania przeciwników politycznych, popychając ich do popełnienia samobójstwa.
Broń ta miała być rzekomo użyta dla zapanowania nad sześcioma zamachowcami rewolucjonistami, którzy latem 1991 roku porwali Michaiła Gorbaczowa. Ludzie ci, mimo iż znali sekretne kody niezbędne do wystrzelenia wszystkich radzieckich rakiet z głowicami nuklearnymi, a zatem dysponując niewyobrażalną władzą, nagle poddali się łagodnie i w niewytłumaczalny sposób, pozwalając się aresztować gwardii czerwonej jakby byli w transie.
O istnieniu tego typu broni przekonany jest również pułkownik wojska amerykańskiego Thomas E. Bearden, inżynier nuklearny, którego nazwisko związane jest z wieloma eksperymentami top secret prowadzonymi dla Watykanu. "Istnieje sekretna operacja sowiecka zwana fer-de-lance " - pisze wojskowy w książce "Excalibur briefing" - której celem jest podbicie świata. Wymyślona podczas zimnej wojny, kilka lat po zakończeniu II wojny światowej, powstała na polecenie Stalina, ale pierwsze rezultaty osiągnięto dopiero pod koniec lat '50.
Wierzę, że katastrofa nuklearna, która wstrząsnęła Uralem w 1958 roku była spowodowana przez eksperyment, który wymknął się spod kontroli; miał on na celu przeniesienie na odległość eksplozji nuklearnej poprzez hiperprzestrzeń". Innymi słowy zespół telepatów próbował zdematerializować efekty eksplozji nuklearnej i zmaterializować je nad wrogim celem. "Uważam, że posłużyli się hiperprzestrzenną armatą atomową, bazującą na rozwinięciu promienia śmierci, nad czym wówczas pracowano" - zakończył Bearden, który otrzymał wszystkie te informacje z zastrzeżonego źródła.
Fantastyka naukowa? Możliwe, dziwne jednak jest to, że Chruszczow potwierdził przypuszczenia amerykańskiego pułkownika, ogłaszając prace nad nową bronią "tak potężną, że mogłaby unicestwić wszelkie formy życia na Ziemi". Czyżby chodziło mu o broń psychotroniczną, czy też były to groźby propagandowe?
Bearden pisał w 1988 roku o ataku na amerykańska ambasadę w Moskwie, która zaczęła się na przełomie lat 1959 i 1960, za pomocą promieniowania. "Rosjanie byli ciekawi czy mamy psychotroników. Aby to odkryć zaatakowali ambasadę promieniowaniem psychicznym o wysokim natężeniu, prowokując u dyplomatów poważne choroby: arytmię serca, infekcję krwi, raka. Doświadczenia te trwają nadal".
Biuro do spraw bezpieczeństwa dyplomatycznego stwierdziło, że chodzi tu o mikrofale o natężeniu 5-11 gigaherców. Ich obecność jest nadal wykrywana w kancelarii ambasady". Zjawisko to zostało ujawnione w 1988 roku, chociaż rząd amerykański wiedział o nim już pięć lat wcześniej, po tym jak ambasador USA w ZSRR protestował przeciw tym interferencjom mentalnym, jakim poddawano dyplomatów przez okres 4 miesięcy, "od 4 lipca do 19 października". Również w tym przypadku fale mentalne miały być wytworzone przez telepatów o dużych zdolnościach psychokinetycznych.
Wojna psychiczna była prowadzona przez KGB po tym, jak tajne służby radzieckie dowiedziały się, że CIA robi to samo. Na szczęście zabójstwo na odległość była rozwiązaniem ostatecznym. Walka psychotroniczna obu narodów ograniczała się zwykle do szpiegostwa telepatycznego.
W sierpniu 1962 roku w pałacach Kremlinu miało miejsce dziwne wydarzenie. Chruszczow wpadł we wściekłość, gdy przeczytał w gazecie, że Kennedy oświadczył: "ZSRR podpisało traktat militarny i ekonomiczny z Kubą. W imieniu Kuby traktat został ratyfikowany przez Che Guevarę." Istnienie tego porozumienia było okryte najściślejszą tajemnicą i Chruszczow nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób dowiedziały się o nim amerykańskie służby wywiadowcze. Jedynym wytłumaczeniem było szpiegostwo telepatyczne. Przekonani są o tym dwaj badacze tajemnic: Włoch Peter Kolosimo i Francuz Robert Charroux. "Amerykanie posłużyli się telepatą odpowiednio pobudzonym za pomocą środków odurzających" - oświadczyli.
Wiele z tego rodzaju doświadczeń było przeprowadzanych przez Rosjan w tajnej sekcji przyległej do słynnej elektrowni atomowej w Czernobylu. Jest tego pewien polski badacz Michał Kaszkowski,który w czasopiśmie "Nie z tej ziemi" oświadczył: "W Rosji kontynuowano wiele dziwnych badań. Test uzyskania materii za pomocą psi był przeprowadzony wiele lat temu. Poinformowała mnie o tym moja koleżanka, której nazwiska nie wyjawię. Chodzi o dziennikarkę, która pracowała w gazecie "Kijewskie Nowosci". Odkryła ona, że w Czarnobylu, w cieszącej się złą sławą elektrowni atomowej, w której doszło do awarii w 1986 roku, instalacje zostały skażone bardzo niebezpiecznymi izotopami plutonu, zwanymi ameryk 241 i 242.
Izotopy te oficjalnie nie istnieją a oficjalna nauka przewiduje ich ostateczne uzyskanie i kontrolę dopiero za 50 lat. Dziennikarka zdobyła również materiały na temat pewnych sekretnych laboratoriów, znanych jako Czernobyl 2, gdzie prowadzono różne badania nad wpływem na mózg i umysł ludzki za pomocą technik super i subsonicznych lub pola magnetycznego. Techniki kontroli mentalnej wsparte urządzeniami i generatorami atomowymi były prowadzone nie przez żołnierzy, czy agentów KGB, ale przez grupę satanistów znaną jako Białe Bractwo. Te eksperymenty psychotroniczne są nadal prowadzone".
Również inny polski badacz, mój dobry przyjaciel, wojskowy Robert Leśniakiewicz, przeprowadził badania które doprowadziły go do następujących wniosków: "Jestem pewien, że za katastrofą w Czernobylu stoją tajne doświadczenia wojska czy innych grup. To nieprawda, że reaktor wybuchł z powodu prostego i banalnego przegrzania silnika - jest coś więcej. Próbowano połączyć psychokinezę i energię atomową, chciano zapanować paranormalnie nad materią".
To oczywiste, iż skoro chodziło tu o doświadczenia super tajne, nie istnieją dowody na potwierdzenie tych tez, i że wszystkie świadectwa sprowadzają się do informacji zasłyszanych. Jednak jeśli prawdziwość tych historii jest bardzo wątpliwa i kontestowana, to doświadczenia uwarunkowania mentalnego celem zaprogramowania do zabijania pod hipnozą były prowadzone podczas zimnej wojny. Ustalił to niemiecki dziennikarz Joachim Ward, który oświadczył: "Rosyjscy naukowcy stworzyli na potrzeby KGB system uwarunkowania mentalnego, które przekształcało w roboty niektórych żołnierzy wypełniających misje specjalne w Afganistanie.
Dwaj naukowcy, z którymi przeprowadziłem wywiad, Anatoli Chadrin i Valeri Kanjuka, powiedzieli mi, że żołnierze byli programowani w ten sposób, iż wchodzili do akcji zaraz po tym, jak otrzymali przez radio zakodowany sygnał zarejestrowany w ich mózgach. Z tej broni psychicznej zrezygnowano z polecenia Gorbaczowa w 1988 roku i obecnie posługuje się nią mafia". Szczegółowe informacje na temat broni psychicznej zostały przedstawione 26 maja 1995 roku podczas programu "Panorama", wyemitowanego przez publiczną telewizję niemiecką. Tłumaczono tam, że naukowcy sowieccy używali fal radiowych o wysokiej częstotliwości w zestawieniu z hasłami i kodami numerycznymi wprowadzonymi do mózgów żołnierzy i agentów policji.
Wojna szpiegów, konwencjonalnych i psychicznych, między Amerykanami i Rosjanami, trwała również po odwilży gorbaczowskiej. W listopadzie 1999 roku zdemaskowano i aresztowano trzech szpiegów w obu krajach. W tym samym okresie tajemniczy pożar zniszczył Łubiankę, moskiewską siedzibę KGB. W wojnę szpiegów zaangażowane są obecnie również inne kraje: Chiny, które w licznych okazjach przechwyciły tajemnice informatyczne i Japonia, która w lipcu 2000 roku rozpowszechniła w internecie wykradzione sekrety CIA, dotyczące personelu agencji w USA i innych krajach wybranych jako podstawowy cel działalności szpiegowskiej. W ostatnich latach ujawniono również inne szczegóły dawnych sekretów: w latach siedemdziesiątych zeszłego wieku tajne służby amerykańskie wydawały prawie milion dolarów rocznie na badania nad psychoszpiegami. Dowiedzieli się, że Rosjanie mają jeden z ośrodków w Nowosybirsku (gdzie później Rosjanie prowadzili doświadczenia do Gwiezdnych Wojen) i usiłowali wykraść wyniki badań dzięki dziennikarzowi "Los Angeles Times", który w 1977 został aresztowany przez KGB w momencie, gdy próbował zdobyć tajne materiały znajdujące się w instytucie parapsychologii. Wojsko było o wszystkim informowane. W 1980 roku w czasopiśmie "Militar Review" opublikowano artykuł na temat "nowych pól bitw mentalnych" i możliwości użycia hipnozy telepatycznej w wojnie.

źródło:isole.ecn.org