czwartek, 24 lipca 2008

Wrażliwość paranormalna dzieci (2)




TELEFON DO BABCI
Dzieciaki kochają telefony. Uwielbiają imitować rozmowy dorosłych za pomocą ich telefonów zabawek. Oczywiście dziś mają one telefony komórkowe zabawki. Jednak w 1960 roku, kiedy Sandy miała 5 lat, jej telefon zabawka był staroświecki. Był to jednak telefon niezwykły.
W tamtym czasie Sandy mieszkała ze swoją rodziną w pięknym Berkshire Hilss w Massachusetts. W święta Bożego Narodzenia przydarzyła się jej niezwykła historia. Sandy chciała zadzwonić do swojej babci, aby powiedzieć jej o lalce Gadatliwa Cathy i innych prezentach, które otrzymała na Gwiazdkę. Telefon domowy wisiał wysoko na ścianie - za wysoko, by mogła sięgnąć po niego bez pomocy. Niestety jej ojciec i bracia wyszli z domu odśnieżyć podwórko, a mama brała prysznic.
Sandy nie mogła czekać. Myślała, że eksploduje, jeśli natychmiast nie powie babci o swoich nowych skarbach. -Robiłam się coraz bardziej niecierpliwa - wspomina. - Postanowiłam zatem, że udam, iż telefonuję do babci z telefonu zabawki, który dostałam na Święta. W tamtych czasach nie było telefonów wybierających numer, ale trzeba było przy każdej rozmowie skorzystać z pomocy asystenta. Kiedy więc podniosłam słuchawkę mojej zabawki, usłyszałem wyraźne słowa operatorki mówiącej: -proszę o numer telefonu.


-Byłam zszokowana, ale podałam jej numer babci, który pamiętam do dziś. Usłyszałam sygnał telefonu, a potem głos mojej babci, z jej wyraźnym włoskim akcentem, mówiącej: -Halo? Natychmiast zaczęłam opowiadać jej o Gadatliwej Catty, ale babcia chciała dowiedzieć się, gdzie jest moja mama. Wyjaśniłam jej, że mama bierze prysznic, a mój tata i moi bracia wyszli z domu. Wiedziała, że nie mogę sama sięgnąć po telefon, zapytała więc, jak udało mi się wdrapać na tyle wysoko, by skorzystać z telefonu wiszącego na ścianie. Wytłumaczyłam jej, że dzwonię z mojego telefonu zabawki. Babcia roześmiała się serdecznie i poprosiła, by mama zadzwoniła do niej, jak skończy brać prysznic. - Kiedy mama wyszła z łazienki, usiłowałam przekonać ją, że naprawdę rozmawiałem z babcią przez mój dziecinny telefon, i że czeka ona na telefon od matki. Śmiała się podobnie jak babcia, ale tak długo nalegałam, aż wreszcie mi ustąpiła i zadzwoniła do niej. Gdy matka dowiedziała się, że rzeczywiście rozmawiałam z babcią, znalazłam się w nie lada kłopotach. Oskarżyła mnie o to, że w niebezpieczny sposób wspięłam się po ścianie do telefonu. Upierałam się, że dzwoniłam ze swojego telefonu zabawki, czym pogorszyłam swoją sytuację, oskarżona o kłamstwo.
Sandy spędziła resztę świątecznego poranka w swoim pokoju, niesprawiedliwie oskarżona o niebezpieczną wspinaczkę i kłamstwo. -Byłam tym sfrustrowana - wspomina -ale uśmiechałam się na myśl, że w jakiś sposób zadzwoniłam do babci ze swojego telefonu zabawki tamtego świątecznego poranka. To musiała być magia.

DUCH DAŁ MI NA CUKIERKI
Dorośli (szczególnie dziadkowie) czasami rozpieszczają dzieci, pozwalając im jeść zbyt wiele słodyczy. Lecz cóż powiedzieć, gdy rozpieszczającym jest bezcielesny głos?
Wczesnym latem 1954 roku, Doglas miał osiem lat i mieszkał na wschodnich peryferiach londynu, niedaleko Epping Forest. Okolica była mieszanką tarasowych domów z lat '30 przeplatanych "polami" - pustymi miejscami po domach zniszczonych przez niemieckie bombardowania, zagospodarowanymi przez naturę, z wielką radością dzieci.


To był trudny okres dla Douglasa. -Mój ojciec odszedł - wspomina. - Stres z powodu wojny i pociąg do młodej kobiety. Moja mama, dwie siostry i ja staraliśmy się żyć dalej, żywiąc się ziemniakami, kapustą, jajami i chlebem. Mama pracowała w zakładzie produkcyjnym i zarabiała zaledwie tyle, by starczyło na spłacanie kredytu mieszkaniowego.
Tego szczególnego dnia, po lunchu, Douglas odprowadzał swoją matkę do pracy, zanim miał iść do szkoły. Poprosił ją wówczas o kilka pensów na cukierki. -Nadal widzę jej otwartą torbę i wielki skórzany portfel, który był pusty - mówi Douglas. - Ciągle czuję obopólne zawstydzenie, że nie miała dla mnie kieszonkowego. Pobiegłem z powrotem, żałując, że w ogóle ją poprosiłem. Douglas pobiegł przez pola za sklepami, a potem błotnistą drogą wiodącą przez trawę. Mając ciągłą ochotę na słodycze, postanowił poprosić najwyższą instancję. - W smutku i dziecięcej potrzebie poprosiłem Jezusa o kieszonkowe na słodycze - opowiada. - W odpowiedzi głęboki męski głos dochodzący gdzieś z tyłu i z dołu powiedział: "Kopnij trawę". Rozejrzałem się, ale byłem sam. Kopnąłem trawę. "Kopnij trawę", powtórzył głos. Wykonałem polecenie. To była gęsta kępa trawy. "Kopnij jeszcze raz", polecił mi głos i zrobiłem to.


Z trawy wytoczyła się sześciokątna moneta o wartości trzech centów. Rozradowany swoim zdumiewającym "szczęściem" Doglas pomknął do sklepu ze słodyczami, gdzie zamienił na nie efekt swej niezwykłej przygody.
-Przez całe życie myślałem o tym wydarzeniu - mówi Douglas - i nie doszedłem do żadnych wnioskow poza jednym: to rzeczywiście miało miejsce i kupiłem sobie słodycze. Z mojej wiedzy wynika, że głos dobiegał z tyłu, z dołu, chociaz nikogo nie było w pobliżu. Głos był głęboki, angielski, należał do mężczyzny i nie rozpoznałem go. Moje późniejsze próby, aby zdobyć pieniądze za pomocą modlitwy nie przyniosły rezultatu.

Brak komentarzy: